Translate

wtorek, 6 maja 2014

"Larry Stylinson - Goodbye My Love" by BaliBliss

Gdy to pisałam płakałam. Mam nadzieję, że wam też wyciśnie kilka łez. Miłego czytania :)
BaliBliss

P.S.
Do czytania polecam podkład muzyczny: The Band Perry - "If I Die Young"

********************************************************************************

Najdroższy Louis,

Gdy będziesz czytać te słowa mnie już nie będzie na tym świecie... Byłem słaby. Nigdy nie mogłem pogodzić się z tym, że próbują nas rozdzielić... Nie mogłem znieść braku akceptacji... Moje serce pękało z bólu i tęsknoty za twym uściskiem, moje usta bolały z braku twoich pocałunków... Moje miejsce było w twoich ramionach, które zostały mi odebrane przez złych ludzi... Obiecywali nam spełnienie marzeń. Ale po co spełniać marzenia, skoro nie można wtedy być z osobą, którą się kocha? Ludzie myślą, że skoro mamy sławę i bogactwo musimy być szczęśliwi... Ja jednak oddałbym obie te rzeczy by móc cię przytulić, by choć raz jeszcze móc poczuć dotyk twoich miękkich ust... Los nie zawsze przynosi nam to, co byśmy chcieli... Mieliśmy być wiecznie młodzi, na zawsze razem. Kto by pomyślał, że nasze"wiecznie" zostanie przerwane przez ostry nóż krótkiego życia... Przychodzi czas na pożegnanie. Ja nie dałem rady. Ty jesteś silniejszy. Jeszcze znajdziesz kogoś kto cię pokocha równie mocno jak ja. Chcę byś żył długo i szczęśliwie... Byś wziął ślub z osobą, którą pokochasz całym sercem... Byś spełnił swoje marzenie i został ojcem... Wiem, że będziesz najwspanialszym tatą na świecie. Żyj pełnią życia. Kocham cię i zawsze będę.

Twój Harry.


********************************************************************************


Mój ukochany Harry,

Odszedłeś bez pożegnania... Zostawiłeś tylko krótki list, w którym życzyłeś mi długiego i szczęśliwego życia... Ale jak mam być szczęśliwy, skoro ciebie już nie ma? Wcale nie byłeś słaby... Byłeś najsilniejszą osobą jaką znałem... Słaba osoba nie odważyłby się skoczyć... A ty to zrobiłeś. Zrobiłeś to przeze mnie... Gdybym tylko nie zgodził się na spotkania z nią.... Ale oni powiedzieli, że w ten sposób ochronię cię przed złymi ludźmi! Powinienem wiedzieć, że to oni są źli! Widziałem przecież jak raniły cię nasze wyjścia, widziałem twoje łzy gdy widziałeś nasze wspólne zdjęcia! Dlaczego tego nie przerwałem?! Po prostu się bałem. Bałem się reakcji ludzi na nasz związek... Bałem się, że nas nie zaakceptują, że zostaniemy znienawidzeni... Powinienem wiedzieć lepiej. Przecież mieliśmy siebie, to było najważniejsze... A ja to zniszczyłem. Obiecywałem ci, że będziemy na wieki razem, a pozwoliłem, by nas rozdzielono... Wiem już co muszę zrobić. Nasi ukochani fani zrozumieją. Będą wiedzieć, że jestem bezpieczny z Tobą. Może i zachowuję się egoistycznie, ale życie bez ciebie nie ma sensu... Do zobaczenia po drugiej stronie... Tam już zawsze będziemy razem.

Kochający Louis.

********************************************************************************

czwartek, 26 grudnia 2013

"Mortus in vita" by Emeli

Mam dla was krótki wstęp do opowiadanie mojej kuzynki Emeli. Podoba wam się? Chcecie, by jej twórczość pojawiała się na blogu?
BaliBliss



Salem rok 1692   30 października. południe

-Spalić je, spalić!!!
-wiedźmy zasługują na śmierć! Zabiły nasze zwierzęta!
-Rzuciły klątwy na rodziny!
-Zabić je!
Ludzie wkoło wykrzykiwali coraz gorsze obelgi i wyzwiska. Przewodniczący procesu zaczął energicznie uderzać młotkiem.
-Drodzy państwo! Dajcie mi dojść do głosu.
Ludzie uspokoili się. Wtedy znów przemówił
-Przedstawione dowody mówią jasno: obecne tutaj kobiety zostają oskarżone o czary i działanie na szkodę mieszkańców pobliskich miasteczek. Karą za uprawianie czarów jest śmierć, dlatego skazuję je na stos. Wyrok zostanie wykonany jeszcze dzisiaj wraz z wybiciem północy.
Ludzie zaczęli się radować. Wszyscy aż podskakiwali z radości. W końcu pozbędą się tej skazy w historii ich miasteczek. Tylko kobiety zamknięte w klatkach nie radowały się. Po ich policzkach spływały słone łzy. Łzy zwiastujące bliski koniec. 
            Całemu zdarzeniu przypatrywały się dwie grupy. Pierwszą z nich byli zmiennokształtni. Nie chcieli oni śmierci czarownic. 500 lat temu, po zakończeniu wielkiej wojny zawarli z nimi przymierze. Pomogli by im, gdyby nie one same. Nie chciały tej pomocy. Wiedziały że zostaną wydane i skazane na śmierć. Ale ich zdaniem miało wydarzyć się coś wielkiego. Właśnie na to czekali zmiennokształtni.
            Drugą z grup stanowili mroczni czarownicy. Przewodził im sam wielki Władca Umarłych, Rahuel. Według legend walczył w armiach Aleksandra Wielkiego, a nawet stał po stronie Spartan w czasie wojny trojańskiej. Teraz czekał na śmierć czarownic, a wraz z tym na uwolnienie jednej z najpotężniejszych mocy na świecie. Kiedy umiera czarownica, jej moc dziedziczy inna. Czasami w momencie śmierci jednej czarownicy rodzi się następna, a czasami ta moc krąży nawet 200 lat zanim znajdzie nowego nosiciela. Moc tutaj uwolniona mogłaby uczynić nowego właściciela niezwyciężonym. Właśnie na to czekał Rahuel. On sam je wydał.
Samego Władcę Umarłych zastanawiało, dlaczego one nie walczą. Wiedział że nie mogą się uwolnić, gdyż  słabym punktem dobrych magów był brąz, który ograniczał ich moce, ale pomimo to mogłyby wykazać jakąkolwiek wolę walki. Wtedy przynajmniej byłoby zabawniej. A tak nic.

  Salem rok 1692 30 października godzina 23.50
Czarownice zostały przywiązane do stosów. Każda do jednego. 100 stosów dla stu potężnych czarownic. Nie walczyły. Z rezygnacją pozwoliły przywiązywać się do stosów. Przywiązywali je specjalnie przysłani kaci z organizacji zwalczania wszelkich źródeł nadprzyrodzonych. Lokalni mieszkańcy nie chcieli się nawet do nich zbliżać. Zegar wybił północ. Kaci przyłożyli pochodnie do stosów, które w momencie zajęły się ogniem.
Na twarzy Rahuela wykwitł uśmiech. Cała ta moc będzie jego. Nikt się mu już nie sprzeciwi. Ale wtedy usłyszał te głosy dobiegające z gardeł czarownic. Uśmiech zszedł mu z twarzy.


-Suplico as árbores, os bosques e todas as cousas vivas deixar ese poder durante 400 anos por un punto de partida Implorando Cal bruxa vai ter este poder, pero non para fins propios, mais para protexer o seu nome é Laurie


-Suplico as árbores, os bosques e todas as cousas vivas deixar ese poder durante 400 anos por un punto de partida Implorando Cal bruxa vai ter este poder, pero non para fins propios, mais para protexer o seu nome é Laurie


-Suplico as árbores, os bosques e todas as cousas vivas deixar ese poder durante 400 anos por un punto de partida Implorando Cal bruxa vai ter este poder, pero non para fins propios, mais para protexer o seu nome é Laurie


Wyzionęły ducha, a ich ciała jedno po drugim zamieniły się w pył.

wtorek, 12 listopada 2013

"IMAGINY 1D: Liam #1 cz.3 - zakończenie" by BaliBliss

Zakończenie starego imagina o Liamie. Tak, wiem, długo to trwało, ale nie miałam pomysłu jak skończyć tą historię. Krótkie, ale mam nadzieję że się wam spodoba!
BaliBliss

*10 lat później*
 - Mamo, jak zakochałaś się w tacie? - zapytała ośmioletnia Leah. Popatrzyłam w brązowe oczy mojego męża, który trzymał na rękach naszego rocznego synka Lennon'a. On także na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Wróciły wszystkie wspomnienia. Pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwsza pieszczota, pierwszy raz, nasz ślub, reakcja Liam'a na wieść że zostanie ojcem.. ale też pierwsza kłótnia, pierwsza dłuższa rozłąka... Tak, życie z gwiazdą nie jest łatwe. Ciągłe śledzenie przez fanów i paparazzi, wtrącanie się mediów do naszego życia, ciągłe rozstania... Ale gdybym mogła cofnąć czas nic bym nie zmieniła. I pomyśleć, że gdybym wtedy nie podjęła tej jednej, spontanicznej decyzji moje życie mogło by się potoczyć zupełnie inaczej... Wróciłabym do Polski, nigdy więcej nie zobaczyłabym Liam'a... Nasze maleństwa nigdy nie przyszły by na świat... Nie, nie wyobrażam sobie takiego życia. Mieszkam w Londynie, mam najlepszego męża na świecie, wspaniałe dzieci, pracę, która sprawia mi radość, piękny dom z ogrodem i oddanych przyjaciół. Jestem szczęśliwa. Nie zamieniłabym tego za nic w świecie. Moje rozmyślania przerwały pięcioletnie bliźniaczki - Diana i Georgia - które wpadły do pokoju śmiejąc się i wskoczyły mi na kolana.
- Powiedzmy że po prostu wprosił się do mojego serca i już tam został... - odpowiedziałam na pytanie mojej córki uśmiechając się do męża.