Translate

sobota, 22 czerwca 2013

"IMAGINY 1D: Harry #1 cz.4" by BaliBliss

Obiecany 4 rozdział Harrego. Miłego czytania :)
BaliBliss

Żegnaj. Mam nadzieję że się więcej nie spotkamy” wypowiedziane z ust Leonie zabolały mocniej niż gdyby przejechał po mnie walec. Stałem osłupiały patrząc jak znika w ciemności. Jak mogłem ją tak zranić? Czemu muszę być taki durny? Minęło już rok od tego wydarzenia, a ja nadal nie mogę o niej zapomnieć. Czemu wtedy za nią nie pobiegłem? Nie przeprosiłem? Nie mam pojęcia. Może dlatego że nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji... A może powodem były jej słowa. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Wiem tylko jak bardzo za nią tęsknię. Cały czas o niej myślę. Nie mam ochoty na randki, nie flituję już z każdą napotkaną dziewczyną. Chłopaki zauważyli że coś jest nie tak, ale zbywałem ich niespójnymi odpowiedziami. Właśnie jechaliśmy na spotkanie z przedstawicielami Modest. Podobno wpadli na kolejny „świetny pomysł”. Ta jasne...
- Jak myślicie, co tym razem wymyślili? - spytałem chłopaków.
- Może mamy napisać nową piosenkę? - powiedział Louis – Jeśli tak to ja właśnie skończyłem jedną. Nazwałem ją „Carrot song”!
- Założę się że jedziemy w kolejną trasę – stwierdził Liam.
- Nie, najpierw nowa płyta. To na pewno nowa płyta – głośno myślał Niall.
- Ja tam bym chciał nagrać kolejny teledysk albo jakiś duet. Najlepiej z Little Mix... - odezwał się Zayn.
- A ty Harry co uważasz? - spytał Liam
- Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję że nic durnego.
Nasze rozważania zakończyły się bo właśnie dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu, weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do biura numer 17, do którego skierowała nas sekretarka. Czekał już tam na nas Paul a razem z nim kilku ważniaków.
- Usiądźcie. - powiedział nasz manager, który szczerze mówiąc był bardziej niańką niż managerem, ale no cóż...
Jak kazał tak zrobiliśmy.
- Jakie mają panowie plany w stosunku do naszej dalszej kariery?- spytał grzecznie Liam. Odpowiedział mu starszawy, elegancki facet siedzący naprzeciw mnie:
- Nagracie duet.
Chłopaki zaczęli szeptać między sobą uradowani.
- Z kim? - spytałem trzeźwo
- Otóż nie będzie to taki zwyczajny duet. Urządzimy konkurs. Będzie on polegał na tym że fani i nie tylko będą przesyłać do nas swoje covery waszych piosenek. Nie filmiki, ale pliki mp3. Spośród wszystkich nadesłanych nagrań my wybierzemy najlepsze, spośród których wy wyłonicie zwycięzcę. Nagrodą będzie nagranie duetu z wami oraz wydanie płyt, na której ta piosenka zostanie umieszczona. Co wy na to?
- To świetny pomysł, prawda chłopaki? - powiedział Liam. Wszyscy potaknęliśmy. O dziwo tym razem szczerze. Podpisaliśmy umowę i wróciliśmy do domu. Kolejne miesiące minęły mi szybko. Próby, koncerty, wywiady... Aż w końcu nastąpił dzień wyboru zwycięscy naszego konkursu. Paul przyjechał do nas z samego rana.
- Mieliśmy mnóstwo zgłoszeń. Niektóre były do niczego, ale były też takie, które szkoda było odrzucać. Ale nie było wyjścia. Z pośród ponad pięciu tysięcy nagrań wybraliśmy sto, które wam przywiozłem. Każde jest opisane tylko i wyłącznie numerem, więc nie wiecie, kto jest wykonawcą. Wybierzcie to, które wam najbardziej przypadnie do gustu. Możecie przyznać też jedno wyróżnienie, które będzie mogło nagrać demo w naszym studiu. Macie czas do wieczora. - powiedział, po czym wyszedł.
Od razu zabraliśmy się do roboty. Każde nagranie było jedyne w swoim rodzaju, ale jak dla mnie w każdym czegoś brakowało.
- Ile ich jeszcze zostało? - spytałem zmęczony.
- Teraz jest 68. - powiedział Liam
- Włącz następne. - powiedział Zayn – To jest w porządku, ale były już lepsze...
- Zgadzam się z Zaynem – stwierdziłem – Przełącz.
Liam posłuchał gdy zaczęło się nagranie numer 69 usłyszałem wstęp do „Over Again”. Gdy autorka nagrania zaczęła śpiewać zatkało mnie. To był TEN głos. Głos, w którym się zakochałem. Głos o którym od ponad roku nie mogłem zapomnieć...

***

Koniec zajęć na dziś. Teraz tylko trzeba wrócić do mieszkania i będę mogła wziąć gorącą, odprężająca kąpiel. Studia okazały się trudniejsze niż się spodziewałam. Muszę ciężko pracować, aby zaliczyć rok. Właśnie miałam wyjść z sali gdy zawołał mnie profesor Cullery. Odwróciłam się i podeszłam do biurka. Profesor Cullery był moim ulubionym wykładowcą. Wpływ na to miał pewnie fakt, że uczył wokalu.
- Leonie, mogłabyś zostać na chwilę proszę? Muszę z tobą porozmawiać. - spytał.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Pamiętasz konkurs o którym ci mówiłem przed wakacjami? Ten na który się nie chciałaś zgłosić?
- Pamiętam. I tak nie miałabym szans.
- I tu się mylisz, moja droga. Wygrałaś.
- Jak to wygrałam? Przecież się nie zgłosiłam.
- Ale ja to zrobiłem za ciebie.
- Co? Jak?
- Pamiętasz jak kazałem ci zaśpiewać piosenkę „Over Again”?
- Pamiętam.
- Otóż nagranie twojego występu wysłałem wraz z wypełnionym przeze mnie zgłoszeniem w twoim imieniu. Dziś przyszła wiadomość, że wygrałaś. Z wrażenia zrobiło mi się słabo. Przysiadłam na krześle.
- Dlaczego pan to zrobił, profesorze?
- Moim zdaniem twoim przeznaczeniem jest scena, ale nie ta teatralna tylko muzyczna. Owszem, masz talent aktorski, ale to co się dzieje gdy zaczynasz śpiewać jest nie do opisania. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Ty musisz śpiewać, ludzie muszą cię usłyszeć.
- Ja chyba śnię. Co jest nagrodą?
- Nagrasz płytę i duet z jakimś zespołem. Wszystkiego dowiesz się w siedzibie Modest. Masz się tam zgłosić jutro o szesnastej. Pójdziesz tam, prawda?
- Tak pójdę.
- Do widzenia, moja droga.
- Do widzenia, profesorze.
Wyszłam z sali nadal lekko oszołomiona. Zawsze po cichu marzyłam o tym, by móc żyć ze śpiewania. Grać koncerty, nagrywać piosenki... Ale nigdy nie myślałam że to może się spełnić.
A jednak moje marzenia stają się rzeczywistością...

ciąg dalszy nastąpi...

piątek, 21 czerwca 2013

"IMAGINY 1D: Harry #1 cz.3" by BaliBliss

A więc pojawiły się pierwsze komentarze. Gdy je zobaczyłam zaczęłam skakać z radości :) Komentujcie - to zachęca do dalszego pisania! Np. wczoraj napisałam aż dwa rozdziały imagina z Harrym! Właśnie wstawiam trzeci, a czwarty będzie jutro :)
BaliBliss 

z dedykacją dla  OlciaXX - pierwszej komentatorki

Leonie szła obok mnie. Czy wie kim jestem? Chyba nie. W każdym bądź razie wydaje się tego nieświadoma.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała wyrywając mnie z zamyślenia
- Hm.. Myślę że przejdziemy się do parku?
- W środku nocy?
- Wtedy jest tam najpiękniej. No i można pogadać...
- Więc chodźmy. Daleko to?
- Niedaleko. Skąd jesteś?
- Z Carlisle, jak cały nasz chór. A ty?
- Pochodzę z Holmes Chapel ale od jakiegoś czasu mieszkam w Londynie. Ile masz lat?
- Nie słyszałeś że kobiety nie pyta się o wiek?- spytała z zadziornym uśmieszkiem.
Zaśmiałem się.
- Faktycznie, słyszałem coś o tym. A więc do której klasy chodzisz?
- Właśnie kończę liceum. Dlatego dzisiejszy występ był dla mnie ważny. To mój ostatni miesiąc w chórze. Później wakacje no i studia...
- Wiesz już na jaki uniwersytet pójdziesz?
- Dostałam się na aktorstwo w Royal Academy of Dramatic Art.
- Wow, gratuluję. Znam dużo osób, które tam aplikowały i się nie dostały. To prestiżowa szkoła!
- Tak... Miałam szczęście.
- Chwila. Ten uniwersytet jest tu, w Londynie.
- Tak. W sierpniu się przeprowadzam. Podobno tata wynajął mi jakieś mieszkanie niedaleko uczelni.
- Więc będziemy się mogli widywać!
- Tak mi się wydaje.
Będę mógł codziennie na nią patrzeć. Nie mogę uwierzyć w moje szczęście. Szliśmy dalej w milczeniu. Gdy doszliśmy do parku zaprowadziłem Leonie w moje ulubione miejsce – nad staw. Nocą jest tam bardzo pięknie i romantycznie. Usiedliśmy na brzegu i w ciszy obserwowaliśmy wodę. Przysunąłem się do dziewczyny i objąłem ją. Ona spojrzała na mnie zaskoczona, ale nie protestowała. Odwróciła wzrok i dalej obserwowała wodę, a ja mogę się jej uważnie przyjrzeć. Jest taka piękna.

***

Czuję na sobie jego wzrok. Od dłuższego czasu się mi przygląda a ja boję się na niego spojrzeć. Nie wiem jak mam mu to powiedzieć. Bronił mnie jak lew, więc jak zareaguje na wieść, że zamierzam dać Dave'owi drugą szansę? Mam nadzieję że zrozumie, że nie mogę od tak przez jeden głupi błąd mojego chłopaka zaprzepaścić tych pięciu lat.. Tak. Pięciu lat. Pięciu lat, w ciągu których było nam razem tak cudownie... Nie mogę z nim zerwać przez jeden jego błąd, bo w porównaniu do wszystkich wspaniałych chwil jest on niczym ziarnko gorczycy w fabryce cukierków. Postanowiłam więc dać mu szansę. Ale jak to powiedzieć Harremu? Na pewno będzie zły. Postanowiłam nie zwlekać.
- Harry... - powiedziałam odwracając się w stronę loczka. Nie dane było mi jednak dokończyć. Chłopak wpił się w moje usta. Byłam w szoku. Początkowo oddałam pocałunek, ale szybko przypomniałam sobie o Davie i odsunęłam się.
- Nie mogę, nie chcę... Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem tego robić. Dopiero co zerwałaś z chłopakiem...
- Harry, bo ja...
-Tak?
- Bo ja postanowiłam dać Dave'owi drugą szansę...
- Że co proszę?! Po tym co ci zrobił?!
- Proszę, nie bądź zły. My jesteśmy parą odkąd skończyłam trzynaście lat. Nie mogę tego zaprzepaścić.
- Leonie, on cię zdradził!!!
- Wiem, ale myślę, że zrozumiał swój błąd i to się nie powtórzy.
- Nie bądź głupia! Ludzie tacy jak on się nie zmieniają!
- A więc uważasz że jestem głupia? Żegnaj. Mam nadzieję że się więcej nie spotkamy. - wykrzyczałam po czym uciekłam płacząc. Myślałam, że znalazłam przyjaciela, bratnią duszę. Jednak najwidoczniej się myliłam.

ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 20 czerwca 2013

"Ostatnie chwile Hannah" by BaliBliss

Mam dla was smutne opowiadanie. Plan jest taki że na jego podstawie nakręcę film krótkometrażowy na konkurs. Jak myślicie, nadaje się?
BaliBliss

_______________________________________________________________

Hannah ubrana w koszulkę z 1D siedzi w szkolnej ławce. Wszyscy wkoło zerkają na nią z drwiącym uśmiechem. Nagle na jej stoliku ląduje papierowa kulka. Dziewczyna ją rozkłada. Znajduje się na niej napis: „One Direction to pedały, a ty jesteś psychopatyczną wariatką”.

Hannah idzie ulicą z podręcznikiem w ręce. Jakiś chłopak podkłada jej nogę i dziewczyna się przewraca i upuszcza książkę. Chłopak podbiega do grupki osób i przybija z nimi piątki. Hannah podnosi się, zabiera podręcznik i idzie dalej w kierunku domu.

Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? Może tchórzostwo. Albo nieodłączny strach przed popełnianiem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują. Dlaczego ja zaczęłam siebie nienawidzić? Bo inni oczekują ode mnie że przestanę lubić 1D... Ale ja nie potrafię... To oni pozwalają mi pokonać przeciwności...

Hannah wchodzi do domu. Zza drzwi kuchni dochodzą stłumione odgłosy kłótni rodziców. Dziewczyna podsłuchuje przez chwilę po czym z łzami w oczach ucieka do swojego pokoju. Rzuca na ziemię torbę, z której wypada kartkówka na której widnieje wyraźna ocena 1. D podnosi ją, zerka na ocenę, rozrywa ją na kawałki, wyrzuca i zapłakana biegnie do łazienki. Staje przed lustrem, bierze do ręki żyletkę, zerka na nią, przez moment obserwuje siebie w lustrze, po czym rzuca żyletkę do umywalki i wybiega z łazienki do swojego pokoju. Bierze telefon, siada w kącie, zakłada słuchawki i włącza piosenkę 1D. Zamyka oczy i się odpręża.
To dzięki One Direction nie popełniłam samobójstwa, choć często o tym myślę. Kiedyś nie rozumiałam samobójców, bo żeby żyć, trzeba mieć odwagę, a samobójcy to tchórze. Tchórze i narcystyczni egoiści, którzy myślą, że wszystko się kręci wokół nich. Jak można odebrać sobie najcenniejszy dar, jaki się ma? Jak można zrobić to sobie i zrobić to najbliższym ludziom? Prostu tego nie rozumiałam. Nie chciałam tego rozumieć. Ale los ma inne plany, a ludzie są źli. Nienawidzą wszystko, czego nie rozumieją. Bo rozumienie wyklucza nienawiść. W nienawiści jest strach. Niestety ludzie lubią okazywać swoją nienawiść. Wyśmiewają, dokuczają wyzywają, piszą okropne rzeczy na portalach społecznościowych... Niektórzy myślą że to nic. Ale przez to NIC ludzie płaczą po nocach... Nigdy nie wolno się jednak poddawać.

Hannah wyciąga słuchawki z uszu, wstaje wychodzi z domu i idzie ulicą w stronę parku. Gdy jest już na miejscu siada na ławce i obserwuje innych.

Na pustyni jest się samotnym. Niestety równie samotnym jest się wśród ludzi. Nienawidzą oni wszystkich rzeczy których nie znają. Nikt nie stara się zrozumieć... A przecież wystarczy odrobina dobroci...Czy naprawdę w żadnym człowieku nie na już tej cząstki odpowiedzialnej za dobro?

Hannah wstaje z ławki, wychodzi z parku, kieruje się w stronę domu. Idzie ulicą. Napada na nią grupka dziewczyn. Zaczynają ją bić, kopać. Nastolatka upada ledwo przytomna. Jej oprawcy uciekają.

Czasem człowiek jest w takim stanie, w którym śmierć wydaje się być jedynym i najwłaściwszym balsamem na ból. „Jesteś stuknięta, powinnaś umrzeć”, „Zdychaj idiotko”, „Twoja matka powinna cię zabić nim się urodziłaś” - Przepraszam, że żyję. Więcej się to nie powtórzy.

Skatowana Hannah umiera.

Śmierć to całkowite pozbawienie czucia ... dlaczego więc moje serce odczuwa ból? Czy powodem jest to, że najszczęśliwszym dniem mojego życia był ten, gdy nie nadeszło jutro?
Nie ma we mnie nienawiści ani żalu. Tylko niekochani nienawidzą. Ja wybaczyłam moim oprawcą. Teraz jestem wolna, polecam to uczucie.

wtorek, 11 czerwca 2013

"IMAGINY 1D: Harry #1 cz.2" by BaliBliss

Więc to już. Część druga historii o Harrym i Leonie. Jak się wam podoba ta fabuła? Komentujcie :)
BaliBliss

Udało mi się! To był mój najlepszy występ! Gdy zeszłam ze sceny wszyscy mi koledzy i koleżanki pogratulowali mi, po czym zaczęli się zbierać, bo autobus, który miał nas zawieść do hotelu właśnie podjechał. Nigdzie nie widziałam jednak Dave'a. Znów. Brakowało też naszej „divy”, Jennifer. Kazałam wszystkim iść już do autobusu, a sama postanowiłam ich poszukać. Nigdzie ich jednak nie było. W końcu zrezygnowana postanowiłam sprawdzić męską ubikację. Gdy tylko do niej podeszłam usłyszałam dziwne dźwięki. Tak, jakby ktoś... Nie. Tylko nie to. Pełna obaw co do tego co tam mogę zastać weszłam do środka. Moim oczom ukazała się Jennifer oparta o drzwi kabiny i Dave biorący ją od tyłu. Ten widok sprawił, że moje serce rozpadło się na milion kawałków, a z moich oczu pociekły łzy.
- Jak mogłeś... - powiedziałam, o on dopiero teraz mnie zauważył.
- Leonie... To nie tak jak myślisz...
- Naprawdę? Ja myślę, że właśnie zdradziłeś mnie w męskim kiblu z największą szmatą w całym Carlisle. To koniec. - powiedziałam ze łzami w oczach, po czym wybiegłam.
- Leonie, czekaj! - usłyszałam jeszcze głos Dave'a, ale nie zareagowałam. Chciałam znajdować się jak najdalej od niego. Biegłam na oślep. Nagle wpadłam na coś i się wywróciłam. Wstałam i chciałam biec dalej, ale ktoś pociągnął mnie za rękę. Był to ten przystojny chłopak, który zwrócił moja uwagę podczas ostatniej piosenki.
- Co się stało? - zapytał
- Nieważne. Nie twoja sprawa. - odpowiedziałam i chciałam się wyrwać, ale on nie puścił.
- Ważne. Moją sprawą jest gdy płacze taka piękność. Jestem Harry, a ty? - spytał lekko mnie tuląc.
- Leonie.
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny. A teraz Leonie powiedź mi co się stało.
- Bo... bo ja właśnie.. mój chłopak...
- Tak?
- Właśnie przyłapałam mojego chłopaka z inną dziewczyną gdy no wiesz... - powiedziałam, po czym rozpłakałam się jeszcze bardziej. Harry objął mnie mocno, a ja nie protestowałam. I właśnie wtedy z klubu wybiegł Dave. Podbiegł do nas i obrzucił Loczka wściekłym spojrzeniem. Po czym zwrócił się do mnie:
- Leo, nie możesz ze mną od tak zerwać! Takich decyzji nie podejmuje się w nerwach! Choć, wrócimy do hotelu, wszystko na spokojnie omówimy i będzie dobrze.
- Nic nie będzie dobrze! - wrzasnęłam – Nigdzie z tobą nie pójdę!
- Jesteś moją dziewczyną! Pójdziesz ze mną do tego cholernego hotelu i to w tej chwili! - krzyczał Dave. Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć mnie w kierunku autobusu. Próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie. Nagle usłyszałam uderzenie i ręka Dave zniknęła. Popatrzyłam w jego kierunku. Leżał na ziemi zwijając się z bólu. Moim wybawicielem był oczywiście Harry. To on walnął Dave'a. Przygarnął mnie do siebie tak, że zasłaniał mnie przed wzrokiem mojego chłopaka po czym powiedział do niego:
- Słyszałeś co mówiła, nigdzie z tobą nie idzie. Zostaje tutaj ze mną, a ty w tej chwili wsiądziesz do autobusu i nie będziesz robił problemów, zrozumiano?
Gdy to mówił Dave wstał. Podszedł do Harrego przez chwilę walczyli na spojrzenia, ale w końcu mój chłopak odpuścił. Zaczął iść w kierunku autobusu.
- Jeszcze będziesz chciała wrócić – rzucił przed wejściem do pojazdu. „Marz dalej” pomyślałam.
Stałam tak wtulona w Harrego, czekając aż autobus ruszy. Gdy odjechał, niechętnie odsunęłam się od mojego wybawcy.
- Nie musiałeś tego robić. - powiedziałam
- Musiałem. Nie mogłem pozwolić, by zaciągnął cię do tego autobusu.
- Dziękuję. - mówiąc to zaczęłam iść w bliżej nieokreślonym kierunku. Nagle Harry zrównał się ze mną.
- To gdzie idziemy, jeśli mogę zapytać?
- Jak to gdzie idziemy?
- No bo... Powiedziałem twojemu byłemu, że zostajesz ze mną,wiec muszę dotrzymać słowa.
Popatrzyłam na niego. Czemu się tak zachowuje? I dlaczego wydaje się taki znajomy?
- Sama nie wiem, zdaję się na ciebie. - powiedziałam zrezygnowana. A co tam. Może to początek jakiejś pięknej prygody... Może warto zaryzykować....

c.d.n.
 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

"IMAGINY 1D: Harry #1 cz.1" by BaliBliss

Pierwsza część imagina o Harrym. Na pomysł wpadłam słuchając piosenki zespołu Halestorm - "Here's to us", którą uwielbiam. Mam nadzieję, że się wam spodoba, że zaciekawią was losy Harrego i Leonie. Pisanie go dało mi mnóstwo radości, więc mam nadzieję że wam da ją czytanie :) Komentujcie - to zachęca do dalszego pisania jak nic innego :)
BaliBliss

 
Udało się nam. Jesteśmy w Londynie i czekamy na rozpoczęcie naszego pierwszego prawdziwego koncertu. To już nie konkurs, w którym będzie nas oceniać jury. Tym razem usłyszą nas ludzie, którzy polubią nas lub też nie. Tu nie ma miejsca na obiektywne ocenianie według wcześniej przyjętych zasad. Teraz gramy dla ludzi, nie dla zwycięstwa. Zawsze o tym marzyłam. Powtarzam sobie w myślach moje solówki. Muszę dać z siebie wszystko. To w końcu duetach moich i Dave'a opiera się cały program występu.. Tak jakoś wyszło, że wspólny śpiew piosenek nas do siebie zbliżył i zostaliśmy parą. Tylko gdzie on teraz jest? Powinien być przy mnie, zaraz zaczynamy! Zostało pięć minut do rozpoczęcia. Muszę do niego zadzwonić. Wyciągam komórkę i wystukuję numer. Odbiera po pierwszym sygnale.
- Słucham?
- Dave, tu Leonie. Gdzie jesteś? Zaraz zaczynamy!
- Yhm... Jestem w ubikacji... Zaraz wracam...
Rozłączył się. Dziwne. Nigdy się tak nie zachowywał... Pewnie ma tremę przed występem. Została minuta startu. Na scenę wszedł mężczyzna, który ma nas zapowiedzieć.
- Dziś na scenie Marquee Club wystąpią przed państwem zwycięzcy tegorocznej Krajowej Bitwy Chórów, wprost z malowniczego Carlisle w hrabstwie Kumbria chór Angelic Voices!
Wbiegliśmy na scenę. Usłyszałam pierwsze takty piosenki „Don't Stop Believin'” i cała wcześniej odczuwana trema natychmiast mnie opuściła. Gdy nadeszła kolej na moją solówkę byłam już całkowicie odprężona. Lekko zaśpiewałam: „Just a city boy, born and raised in South Detroit
He took the midnight train goin' anywhere...„. Gdy ta piosenka się skończyła już na pełnym luzie zaśpiewliśmy „
Here I Go Again”, „Gives You Hell„ i inne piosenki. Czas szybko mijał. Nie wiadomo kiedy nadszedł czas na „Faithfully” oraz na finałową piosenkę. Moje całkowicie solowe wykonanie. „Here's to us” zespołu Halestorm, którą ćwiczyłam od dawna. Wszyscy zeszli ze sceny. Zostałam sama. Muszę dać z siebie wszystko... Zaczął się wstęp do piosenki. Bardziej pewna swojego głosu niż kiedykolwiek wcześniej zaśpiewałam:

We could just go home right now
Or maybe we could stick around
For just one more drink
Oh yeah

Get another bottle out
Let's shoot the breeze, sit back down
For just one more drink
Oh yeah

Here's to us
Here's to love
All the times that we messed up
Here's to you
Fill the glass
Cause the last few days have gone too fast
So let's give 'em hell
Wish everybody will
Here's to us

Here's to us

We stuck it out this far together
Put our dreams through the shredder
Let's toast cause things
Got Better

And everything could change like that
And all these years go by so fast
But nothing lasts
Forever

Here's to us
Here's to love
All the times that we messed up
Here's to you
Fill the glass
Cause the last few nights have gone too fast
If they give you hell
Tell 'em to forget themselves
Here's to us

Here's to us

Here's to all that we kissed
And to all that we missed
To the biggest mistakes
That we just wouldn't trade

Here's to us breaking up
Without us breaking down
To whatever's coming our way

Here's to us
Here's to love
All the times that we messed up
Here's to you
Fill the glass
Cause the past few days have gone too fast
So let's give 'em hell
Wish everybody will


Here's to us
Here's to love
All the times that we messed up
Here's to you
Fill the glass
Cause the last few nights have gone too fast
If they give you hell
Tell 'em to forget themselves
Here's to us
(Here's to us)

Here's to us
(Here's to us)

Here's to us
Here's to love
Here's to us
(Wish everybody will)

Here's to us
Here's to love
Here's to us

Here's to us”

Gdy skończyłam w klubie zapadła cisza, po czym wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Wszyscy, prócz chłopaka o zielonych oczach z burzą loków na głowie. Skądś go znałam. Był mniej więcej w moim wieku. Nie klaskał, tylko siedział wpatrzony we mnie....

***

Ona jest niesamowita. Scena to jej żywioł. Wiedziałem to od chwili gdy ją ujrzałam. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Ja, Harry Styles, największy flirciarz w One Direction, zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie rozumiałem czemu Zayn i Perrie, Louis i Eleanor czy kiedyś Liam i Danielle tak trudno znosili rozłąkę. Aż do teraz. Tęsknię za nią od momentu gdy zniknęła za kulisami. A przecież nawet jej nie znam! Co mam robić? Harry Edwardzie Stylesie, myśl logicznie! Poczekam na nią przed bocznym wejściem. Muszę ją poznać. Ta piękna niebieskooka szatynka o nieziemskim głosie będzie moja, albo nie nazywam się Harry Styles!

c.d.n.

„Rynek w Cieszynie” by BaliBliss

Wiersz, który dołączyłam do pracy na konkurs - pocztówki z Cieszyna. Podoba się?
BaliBliss

P.S. Już 10 czerwca o 13:30 pierwsza część imagina o Harrym! 

„Rynek w Cieszynie”
Cieszyński rynek to miejsce znane,
Przez Cieszyniaków wszystkich kochane.
Tu spotkasz ludzi miłych i prostych.
To miejsce wielu historii miłosnych.
Ratusz, fontanna, Dom Narodowy,
Tych miejsc Cieszyniak bronić gotowy.
Ulicą Głęboką wprost ku granicy,
Cieszyńskiej Wenecji – pięknej dzielnicy...
Menniczą dojdziesz zaś do teatru.
W południe niesie się podmuch wiatru...
„Helo, Helenko” hejnał z ratusza.
Raduje się wtedy człowieka dusza.

środa, 5 czerwca 2013

"IMAGINY 1D: Liam #1 cz.2" by BaliBliss

Druga część Liama. Miłego czytania :)
BaliBliss


Obudził mnie okropny ból głowy. Za oknem świeciło słońce. Stało wysoko na niebie, więc musiało być już popołudnie. Popatrzyłam na budzik stojący na szafce obok łóżka. Czternasta. Pięknie. Przespałam pół dnia. Nagle obok mnie ktoś się poruszył. Po drugiej stronie spał przystojny szatyn. Liam Payne z zespołu One Direction. Co on tu robi? I to w dodatku zupełnie nagi?! Zawstydzona przykryłam go kocem. Zorientowałam się, że ja także jestem naga. Owinęłam się kołdrą, wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki. Potrzebuję gorącego prysznica. Puściłam wodę i weszłam pod strumień. Moje ciało od razu się odprężyło, jednak mózg zaczął działać na przyspieszonych obrotach. Muszę sobie przypomnieć co się wczoraj wydarzyło. Pamiętam, że zjedliśmy kolację, dość sporo wypiliśmy… Liam mnie pocałował, a ja się nie broniłam. Nie mogę sobie jednak przypomnieć co było później… Czyżbyśmy uprawiali seks??? Mam nadzieję, że nie. Ale jak inaczej wyjaśnić to, że oboje jesteśmy nadzy? Muszę porozmawiać z Liamem. Może on coś pamięta. Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się i włożyłam ciuchy – skórzane legginsy i czarny t-shirt z logo Jacka Danielsa. Głowa dalej mnie bolała, więc poszłam do kuchni po aspirynę. Wzięłam też jedną dla Liama, by był przytomny podczas rozmowy. Gdy weszłam do sypialni on już nie spał. Rozglądał się po pokoju z szokiem malującym się na jego pięknej twarzy. To nie wróżyło nic dobrego. Gdy mnie dostrzegł na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Hej [T. I.]. Nie wiesz może dlaczego leżę golusieńki w twoim łóżku?
- Chciałam cię spytać o to samo. Czy my….?
- Nie mam pojęcia. Strasznie się wczoraj upiliśmy. Mam okropnego kaca.
- Wypij. Pomoże. -powiedziałam podając mu aspirynę. – Nic sobie nie przypominasz? Wiem, że mnie pocałowałeś…
- A ty nie byłaś mi dłużna – powiedział z uśmiechem.
Popatrzyłam na niego wściekle.
- Mógłbyś nie przerywać?! Próbuję wyjaśnić co się działo zeszłej nocy!
- Przepraszam. Kontynuuj.
- Jak mówiłam, pocałowałeś mnie. Dalej nic nie pamiętam. A ty?
- Wiem, że zaczęliśmy się nawzajem rozbierać, ale nie mam pojęcia czy do czegoś doszło. Wolałbym to jednak pamiętać. Nie wiem czy mógłbym zapomnieć widok ciebie nagiej…
Popatrzyłam na niego zszokowana. Jego wyznanie mnie zdziwiło. Czy on właśnie powiedział, że podoba mu się moje ciało? Zawstydzona odwróciłam wzrok.
- Ubierz się. Jak chcesz to możesz wziąć prysznic. Ten granatowy ręcznik przygotowałam dla ciebie. Ja będę w kuchni. Zrobię coś do jedzenia. – powiedziałam na jednym oddechu i uciekłam z sypialni. Postanowiłam zrobić tosty z dżemem bo na nic innego nie miałam składników. Gdy kończyłam Liam wyszedł z sypialni. Miał na sobie te same spodnie co wczoraj, jednak nic poza tym. Na widok jego nagiego torsu moje nogi zrobiły się miękkie. Czemu on tak na mnie działa? Nie rozumiem tego i pewnie nigdy nie zrozumiem. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę z zamyśloną miną. Nasze oczy się spotkały. Wpatrywaliśmy się w siebie. Liam zaczął iść w moją stronę. Gdy był już wystarczająco blisko, wpił się w moje usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Przerwał nam dopiero dzwonek do drzwi. Kto to do cholery może być??? Na moje niewypowiedziane pytanie odpowiedział Liam.
- To pewnie Niall. Zadzwoniłem do niego by przywiózł mi świeży t-shirt. Jeśli wyszedłbym stąd we wczorajszym paparazzi nie dali by ci spokoju. Otworzę.
Podszedł do drzwi i przekręcił łucznik. Gdy otworzył do środka wpadła czwórka roześmianych chłopaków. Zapewne jego koledzy z zespołu.
- Co wy tu do cholery robicie? Dzwoniłem do Nialla, nie do was! – zdenerwował się Liam.
- Oj, stary wyluzuj. – odezwał się uroczy szatyn w bluzce w paski i z marchewką w dłoni – Chcemy tylko poznać piękną [T. I.] i już nas nie ma. To nie fair żeby Niall ją zobaczył a my nie!
Gdyby wzrok zabijał, chłopak byłby już martwy. Liam był wściekły. Po chwili zastanowienia jednak zrezygnowany wpuścił ich do salonu.
- Chłopcy to jest właśnie [T.I.], [T.I.] oto idioci z 1D. – przedstawił nas sobie.
O dziwo chłopcy nie zareagowali na tych „idiotów”.
- Cześć – powiedziałam nieśmiało.
Szatyn z burzą loków podszedł do mnie i pocałował mnie w rękę.
- Miło mi cię poznać. Jestem Harry Styles. Cieszę się że Li znalazł sobie taką śliczną dziewczynę.
- Dziewczynę? Nic mi na ten temat nie wiadomo. – powiedziałam zdziwiona i zerknęłam na Liama. Był wyraźnie zawstydzony.
- Nie przejmuj się Harrym. Nie wie co mówi. – powiedział szybko – Poznaj resztę chłopaków: blondyn to Niall Horan, mulat to Zayn Malik, a ten z marchewką to Louis Tomlinson.
Chłopcy przywitali się, po czym Liam szybko wyrzucił ich z mojego mieszkania. Ubrał koszulkę, którą przyniósł mu Niall, po czym zabrał się do jedzenia tostów. Nurtowało mnie to co powiedział Harry i reakcja Payna. Muszę go o to zapytać. Skończyliśmy jeść, po czym usiedliśmy na kanapie w salonie i włączyliśmy jakiś program w telewizji.
- Liam, mogę cię o coś spytać? – powiedziałam cicho
- Jasne, kotku. Strzelaj.
- Czemu powiedziałeś chłopakom że jestem twoją dziewczyną?
Liam zarumienił się.
- Bo chciałbym, żebyś nią była. – odpowiedział nieśmiało – Ale nie mam pojęcia czy ty tego chcesz…
Popatrzyłam mu w oczy. Czyżby sobie ze mnie żartował? Nic na to nie wskazywało.
- [T.I.] [T.N.], czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
- Li, ja nie wiem… Prawie cię nie znam…
- A więc poznajmy się. Zabieram cię dziś na randkę.
- Dobrze. Gdzie pójdziemy?
- Niespodzianka. Idziesz w tym czy chcesz się przebrać?
- W tym. Muszę tylko znaleźć trampki.
- Widziałem je w sypialni obok szafy.
- Dzięki.
Ubrałam buty i wzięłam skórzaną kurtkę na wypadek gdyby się ochłodziło. Gdy wyszłam z sypialni Liam czekał już przy drzwiach. Otworzył je przede mną, a gdy wyszłam zamknął i podał mi klucze. Założył okulary przeciwsłoneczne i poszliśmy powoli w kierunku centrum Londynu.
- Powiesz mi dokąd idziemy? Nie lubię niespodzianek…
- Do parku, następnie do mojej ulubionej cukierni na lody, a później na spacer. Pasuje?
- Tak. Liam…
- Słucham, kotku.
- Musisz to wiedzieć.
- O co chodzi [T.I.]?
- Jeżeli my zeszłej nocy… No wiesz… Ja nigdy wcześniej….
- Rozumiem. Dziękuję, że mi o tym mówisz. To dla mnie dużo znaczy.
Szliśmy przez długi czas w milczeniu. Liam trzymał mnie za rękę. Było to niesamowicie przyjemne…
-Skąd pochodzisz? – spytał nagle – Od dawna mieszkasz w Londynie?
- Jestem Polką. W Londynie jestem od dwóch dni. Będę tu mieszkała do końca sierpnia.
- Dlaczego tylko do końca sierpnia? Nie zostajesz na stałe? – spytał smutno
- Nie stać mnie na wynajęcie mieszkania. Jestem tu tylko dla tego, że wygrałam konkurs.
Liam zamyślił się.
- A gdybyś tak… – odezwał się po chwili.
- Co?
- Nic, nieważne. I tak się nie zgodzisz.
- Liam – zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy – Wyduś to z siebie. O co chodzi?
- No bo… Tak sobie pomyślałem… Mogłabyś zamieszkać u mnie…
- No nie wiem…
- Nie musisz teraz odpowiadać. Masz dwa miesiące na zastanowienie się, Tylko obiecaj, ze weźmiesz to pod uwagę.
- Dobrze. Zastanowię się na tą propozycją. I… znam już odpowiedź na pytanie, które zadałeś mi w mieszkaniu – sama nie wierzę, że to mówię, ale już za późno by się wycofać…
- Tak, kotku?
- Chcę być twoją dziewczyną.
Liam popatrzył na mnie z blaskiem w oczach. Po chwili wpijał się już zachłannie w moje wargi. Pierwszy raz w życiu ogarnęło mnie tak wielkie szczęście.

ciąg dalszy nastąpi...

"IMAGINY 1D: Liam #1 cz.1" by BaliBliss

No tak, jestem Directioner. To mój pierwszy imagin, więc mam nadzieję że będziecie wyrozumiali :)
BaliBliss


Mój pierwszy dzień w Londynie. Marzyłam o tym od zawsze, ale moich rodziców nie było stać na taką podróż. Jestem tu tylko i wyłącznie dzięki mojej przyjaciółce – [I.T.P]. To ona namówiła mnie, abym wzięła udział w konkursie na projekt logo dla nowych linii lotniczych EuropeTour. Udało mi się. Nagroda? Dwumiesięczny pobyt w mieszkaniu wynajętym w dowolnym europejskim mieście. O wygranej dowiedziałam się w lutym, dniu moich osiemnastych urodzin. Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. A teraz, gdy już dotarłam na miejsce jestem przerażona. Jestem samiuteńka w tak ogromnym mieście… Muszę się wziąć w garść. Taksówka, którą jechałam podjechała pod adres wskazany przez faceta, który odebrał mnie z lotniska. Na szczęście zapłacił on kierowcy, więc nie musiałam na razie naruszać moich oszczędności. Wysiadłam i skierowałam się do drzwi. Muszę teraz znaleźć mieszkanie numer 69. Na szczęście nie jest to zbyt trudne i po minucie jestem już w środku. Nie jest ono duże, ale za to gustownie umeblowane. Przez drzwi wejściowe wchodzi się wprost do małego saloniku z wygodną kanapą i dużym telewizorem. Pokój ten jest we wszystkich odcieniach fioletu. Ściany w kolorze wrzosu, purpurowa sofa, oberżynowe zasłonki i lawendowy dywan. Z prawej jest otwarta na salon kuchnia z drewnianymi meblami i brązowymi ścianami. Znajduje się w niej stół, przy którym spokojnie zmieściło by się sześć osób. Po lewej jest sypialnia urządzona w beżach i bieli z podwójnym łóżkiem. Z niej można wejść na niewielki balkon, z którego rozpościera się widok na Tamizę. Z sypialni wchodzi się także do łazienki. Jest w niej wielka wanna i kabina prysznicowa. Gdy już zwiedziłam miejsce, które będzie moim domem przez najbliższe dwa miesiące, postanowiłam się rozpakować. Nie zajęło mi to dużo czasu bo miałam ze sobą tylko dwie niewielkie walizki. Postanowiłam zatem wziąć prysznic. Odprężył mnie on i orzeźwił. Ubrałam ulubione ciemne dżinsy i koszulkę z zespołem Guns’n'Roses. Moje krótkie, czerwone włosy nastroszyłam lekko, żeby nie były „przylizane”. Nałożyłam na rzęsy tusz i umalowałam oczy czarną kredką. W końcu byłam gotowa na pierwsze wyjście na miasto. Nie zamierzam iść daleko. Muszę tylko kupić coś do jedzenia. Ulice są zatłoczone, jak to w Londynie. Na szczęście sklep spożywczy okazuje się być tuż za rogiem. Kupuję potrzebne produkty i wracam do mieszkania. Teraz muszę rozpakować zakupy. Gdy już prawie kończę słyszę dzwonek do drzwi. Dziwne. Ktoś z linii lotniczych miał przyjechać sprawdzić jak mi się podoba mieszkanie dopiero jutro. Otwieram drzwi. Za nimi stoi nieziemsko przystojny chłopak, krótkowłosy szatyn z niesamowicie brązowymi oczami, w których mogłabym się zatracić. Skądś go kojarzyłam, ale nie mam pojęcia skąd. Nie miałam też czasu by to sobie przypomnieć, ponieważ chłopak nic nie mówiąc wyminął mnie i wszedł do mieszania.
- Do cholery, co ty robisz? Nie znam cię, wynoś się stąd! – wydarłam się na niego.
- Przepraszam, nie mogę teraz wyjść. Uciekłem do pierwszego mieszkania, do którego dobiegłem. Przykro mi, że trafiło akurat na ciebie. A tak w ogóle to mam na imię Liam.
- Niby przed kim uciekałeś?
- Przed paparazzi. Bez przerwy za mną łażą, ale od kiedy zerwałem z Danielle są dosłownie wszędzie!
- Paparazzi? Jesteś jakimś celebrytą?
Popatrzyła na mnie jak na obłąkaną.
- Jestem Liam Payne z One Direction. Nie kojarzysz mnie?
No tak. Jak mogłam sobie przypomnieć kim jest jeśli wszystkie zdjęcia jego i jego kolegów zamalowywałam?
- Teraz, gdy mi powiedziałeś, kojarzę. Sorry, nie jestem waszą fanką.
- Zorientowałem się. Nie zaczęłaś piszczeć gdy zobaczyłaś mnie w drzwiach. Mogę tu trochę zostać? Aż paparazzi sobie pójdą? – zrobił słodką minkę – Proszę?
- No dobrze. Ale tylko chwilkę.
- Dziękuję… yyy…
- [T. I.]. Mam na imię [T. I.]. Czuj się jak u siebie, ale nie za bardzo.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Liam usiadła obok mnie. Zmieniałam kanały szukając czegoś zabawnego do oglądania. Na jednym z kanałów leciało Toy Story. Już miałam zmienić program na następny, gdy mój gość poprosił:
- Proszę zostaw, uwielbiam tą bajkę!
Popatrzyłam na niego przenikliwie. Żartuje sobie ze mnie? A może serio ją lubi jak ja? W końcu zdecydowałam się przyznać:
- Ja też ją lubię. Chciałam przełączyć tylko ze względu na ciebie…
- Jak widzisz nie musisz – uśmiechnął się słodko – widocznie mamy taki sam gust.
Siedzieliśmy i oglądaliśmy bajkę. Byłam zmęczona po długim locie i zasnęłam. Gdy się obudziłam było już ciemno. Leżałam w swoim łóżku otulona kołdrą. Nie miałam na sobie spodni. Chwila! Jak to możliwe? Przecież nie pamiętam żebym szła do łóżka, a co dopiero ściągała spodnie! Wtedy drzwi do sypialni otworzyły się. Stanął w nich Liam i widząc, że już nie śpię uśmiechnął się. Podał mi gorącą czekoladę.
- Co ty tu jeszcze robisz? – zapytałam nie do końca grzecznie.
- Czekałem aż się obudzisz, śpiąca królewno. Nie chciałem iść puki śpisz, bo nie miał by kto zamknąć za mną drzwi i mogłoby ci się stać coś niedobrego.
- Było mnie obudzić. Nie masz jakiegoś koncertu albo coś?
- Nie, do końca lipca mamy z chłopakami wolne, więc pewnie gdzieś balują. Mnie to nie kręci. Nie śpieszyło mi się.
- Czy to ty ściągnąłeś mi spodnie? – to pytanie nurtowało mnie od kiedy wszedł do pokoju
- Tak. Było ci gorąco.
- Co robiłeś w czasie kiedy spałam?
- Och, dużo rzeczy. – odpowiedział wyraźnie zmieszany.
- Na przykład?
- Oglądałem telewizję, przejrzałem twoje płyty, gapiłem się na ciebie, ugotowałem kolację…
- Że co proszę ?!
- Ugotowałam kolację.
- Chodzi mi o to wcześniej!
- E.. Przejrzałam twoje płyty…
- Nie, nie nie. To między tym.
- Ehm… – miał zawstydzoną minę – gapiłem się na ciebie…
- Dlaczego?
- Wyglądasz słodko gdy śpisz….
Ja? Słodko? Żartuje sobie ze mnie? Czy czerwone nastroszone włosy są słodkie? Czy tatuaże na rękach i plecach są słodkie? Nie wydaje mi się.
- Uwierz mi, nie jestem słodka.
Zawstydzony spuścił wzrok. Zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Mówiłeś coś o jakiejś kolacji? – spytałam. Humor od razu mu się poprawił.
- Tak! Zrobiłem makaron z sosem serowym!
- Brzmi pysznie. Ubiorę się i zaraz będę w kuchni.
-Będę czekał! – po tych słowach wyszedł z sypialni.
Wstałam i zaczęłam szukać jakichś szortów. Nie mieści mi się w głowie że Liam Payne okazał się miłym, zwyczajnym facetem. Przecież jest gwiazdką popu! Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że od momentu, gdy powiedział, że się na mnie gapił, czuję w brzuchu stadko motyli… Nie. Jak mogę być aż tak głupia? On jest sławny. Ma dziewczyn na pęczki. Czemu miałby się zainteresować mną? To niemożliwe. Muszę nad sobą panować. Ubieram spodenki zrobione ze starych dżinsów i idę do kuchni. Liam uśmiecha się n mój widok, a moje serce robi fikołka. Na stole stoją dwa talerze z przepysznie wyglądającym daniem, a między nimi znajduje się świeca. Jest też wino. Skąd je wziął? Przecież mówił, że nie wychodził…
- Nie kupowałam wina. Skąd je masz? – spytałam
- Tajemnica. Siadaj. – mówiąc to odsunął dla mnie krzesło.
Gdy już siedziałam, rozlał wino do kieliszków, zapalił świecę i w końcu usiadł naprzeciw mnie.
- Smacznego, [T. I.].
- Wzajemnie – odpowiedziałam.
Spróbowałam makronu. Był przepyszny. Nigdy dotąd nie jadłam czegoś tak dobrego. Jedliśmy, rozmawialiśmy i piliśmy wino. Okazało się, że była też druga butelka trunku. Gdy ją opróżniliśmy, Liam zaproponował, żebyśmy zatańczyli. Włożyłam do odtwarzacza jedną z moich płyt i zaczęłam pląsać. Chłopak przyciągnął mnie do sobie. Tańczyliśmy, ocierając się o siebie, a mi coraz bardziej szumiało w głowie. Nie wiem jak długo to trwało. Liam popatrzył mi w oczy. Wiedziałam co chce zrobić, jednak się nie cofnęłam. Nasze usta się spotkały. Początkowo Liam całował mnie delikatnie, ale gdy poczuł, że oddaję pocałunek, zaczął szaleńczo penetrować moje usta swoim językiem. Ja nie pozostałam na to obojętna. Tak się w nim zatraciłam, że nie zorientowałam się nawet kiedy wylądowaliśmy w sypialni. Jego ręce zaczęły gładzić moje plecy pod t-shirtem, aż w końcu go ze mnie zdjął. Zaczęłam rozpinać mu koszulę. Nie zaprzestaliśmy przy tym pocałunku. Liam położył mnie na łóżko. Pozbyliśmy się reszty ubrań. Chłopak zaczął całować moją szyję. I właśnie w tym momencie pierwszy raz w życiu urwał mi się film.

ciąg dalszy nastąpi...

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.4 by BaliBliss

To już 4 część. Podoba się? Pisać dalej?
BaliBliss

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.4

– Faceci są irytujący, nie sądzisz?  - odezwała się gdy drzwi się za nami zamknęły.
- On się po prostu martwi…
- Tak, tak… Nieważne. Usiądź. Muszę przygotować cię do rytuału.
- Na czym on będzie polegał?
- Musisz wprowadzić swoją moc w rezonans. Wtedy ja będę mogła zbadać przeszłość twojego konwentu. Dowiemy się od której czarownicy pochodzisz. Nie będzie trudno, bo niewiele z wiedźm pokolenia Caspiana posiadało potomstwo.
- Jak mam wprowadzić ją w rezonans? Przecież ja nie jestem nawet pewna czy ją posiadam…
- Masz w sobie wielką moc. Wyczuwam to z daleka. Żeby wprowadzić ją w rezonans musisz rzucić zaklęcie. Nie martw się. Pamiętam kilka łatwych, nauczę cię.
- Skąd je znasz?
- To ja ukryłam księgi zaklęć prowadzone przez wieki. Długa historia… A teraz powtarzaj za mną:  Hai lume aceso luz.
- Co to znaczy?
- Niech się stanie jasność zapłonie ogień. To po galicyjsku. W tym języku są wszystkie zaklęcia. To nim porozumiewały się czarownice. Powtarzaj: Hai lume aceso luz.
- Hai lume aceso luz.
- Dobrze. Teraz skup się na świecy. Wyobraź sobie, że się pali i wymów zaklęcie. Gdy ci się uda zrzucić ci się uda, ja zanurzę sie we wspomnienia twojej mocy. Może być nieprzyjemnie, ale nie możesz się poruszyć. Gotowa?
- Tak.
- To zaczynaj.
- Hai lume aceso luz – nic się nie wydarzyło.
- Skup się. W twojej wyobraźni knot musi płonąć!
Moją uwagę pochłonęła świeca. Próbowałam sobie wyobrazić, że się pali. Nagle nie widziałam nic poza nią i płonącym na niej ognikiem. Wiedziałam ż eto ten moment. Już czas.
- Hai lume aceso luz – wypowiedziałam głośno zaklęcie.
Poczułam szarpnięcie, a potem ból, który rozrywał moją głowę od środka. Nie umiałam się ruszyć.  Nic nie widziałam. Nie miałam poczucia czasu. Tylko ten przeraźliwy ból. I nagle, jakby to wszystko było tylko kiepskim żartem, odzyskałam zmysły i  zobaczyłam, ze na podłodze siedzi Salander i płacze. Z jej oczu leciały ogromne krwawe łzy. Czyżby było aż tak źle?
- Co się stało?
- To przecież niemożliwe… – szlochała.
- Co jest niemożliwe?
- To nie może być prawda… – mówiła przez łzy.
- Sally, co nie może być prawdą? Powiedz mi proszę…
- Ty… My… Jesteśmy rodziną…. – wydukała – To przecież niemożliwe… Perline nie miała dzieci. Ja bym o tym wiedziała. Jak mogła mi nie powiedzieć??? Czemu skłamała?
- W jakim sensie jesteśmy rodziną? – spytałam.
- Jesteś pra pra pra pra i tak dalej wnuczką mojej siostry Perline. Pochodzisz z konwentu Vida e Morte, życie i śmierć, który jest potocznie nazywany Creador De Erros, twórca pomyłki. To on stożył Caspiana. Jest najpotężniejszym z konwentów. Posiadasz przez to nieskończoną moc.
- Czyli moje przodkinie odpowiadają za powstanie rasy wampirów?
- Tak, a dokładniej rzecz biorąc moja siostra. Miała wtedy dziewiętnaście lat. Nie pozwalano się jej widywać z chłopakami. Taka była tradycja. Młoda dziewczyna  poznawała w swoim życiu tylko dwóch mężczyzn – ojca i męża, którego wybrała jej starszyzna. Perline jednak potajemnie wymykała się na schadzki z chłopcem w jej wieku imieniem Falcón. Gdy rodzice się o tym dowiedzieli zabili jej ukochanego. We wspomnieniach mocy widziałam, że była wtedy z nim w ciąży. Gdy się zorientowała, ze nosi w sobie jego dziecko postanowiła go ożywić mocą. Udało się jej. Chciała z nim uciec, ale wtedy zorientowała się nie był  to już on. Był bezlitosny, głodny ludzkiej krwi. Nie mogła go opanować, więc powiedziała radzie, że chciała stworzyć istotę niepokonaną, która będzie ich chronić. Ci nie byli oni w stanie nic mu zrobić. Nazwali go Erro. Postanowili, że odbiorą moc wszystkim wiedźmą, żeby się to nie powtórzyło. Wtedy powstała też przepowiednia. Ja zostałam wyznaczona, aby schować księgi czarów. Zrobiłam to, ale gdy wracałam do osady  spotkałam go… On… Ja byłam pierwszą, którą zmienił w wampira. Wszystkie wampirze wyrocznie pochodziły z mojej osady, więc gdy, ujmijmy to, ucywilizował się, chciał nas zabić by nikt nigdy nie dowiedział się o jego żałosnych początkach.
- Skoro czarownice z twojej wioski zostały zmienione w wampiry, to przepowiednia spełniła się już dawno…
- Nie byłyśmy czarownicami. Do nich zaliczane są tylko pierworodne córki wiedź obdarzonych mocą. To one ją dziedziczą. Młodsze mają niekiedy rożne słabe dary, jak na przykład jasnowidzenie.
- Co się stało po twojej przemianie?
- Wróciłam do osady. Perline nie było. Powiedzieli mi, że wyjechała na jakiś czas do siostrzanych konwentów, aby poinformować je dlaczego straciły moc. To wtedy urodziła córkę i zostawiła ją u znajomej z konwentu słońca, która marzyła o dziecku.  Chciałam ostrzec mój ród przed tym, że Erro tworzy sobie podobnych. Gdy dowiedzieli się, ze zostałam przez niego przemieniona wygnali mnie. Od tej pory tułam się po świeci. Twoje przodkinie  od tej pory żyły zaś jak zwyczajni ludzie. Moja siostrzenica dostała moje Miña. Oznacza ono Moja. To jedyne o czym zadecydowała Perline.
- Czy to znaczy, że Caspian jest moim pra pra pra i tak dalej dziadkiem?
- Był nim Falcón.
- Ale przecież Falcón to Caspian.
- Przykro mi. Ale wątpię, czy Erro pamięta coś z ludzkiego życia.
Nagle opowiadanie przerwały otworzone kopniakiem drzwi. Stał w nich Jeremiasz.
- Leno, minęło dziesięć minut. Idziemy.
- Daj mi chwilkę. Już wychodzę.
- Dobrze, ale się pośpiesz. Czekam na zewnątrz.
- Dziękuję, że opowiedziałaś mi tą historię- powiedziałam do Salander gdy Jeremiasz zostawił nas same.
- Nie dziękuj. Musiałaś o tym wiedzieć. Mam tylko jedną prośbę.
- Zrobię wszystko o co poprosisz.
- Nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałam. Nawet Jeremiahowi. Szczególnie jemu. To co powinni wiedzieć przekażę Leili zaraz po twoim wyjściu.
- Zgoda. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co Leno – powiedziała, po czym mocno mnie przytuliła – Idź już. Jeremiah się niecierpliwi.
Wyszłam z jej pokoju. Tej nocy będę miała dużo do przemyślenia…

"List" by Yushi

Jak na razie ostatnie yaoi od Yushi. Może uda mi się ją namówić na napisanie następnego :) Co wy na to? Chcecie więcej?
BaliBliss

"List"


Kochany Jongyunie!

Tak teraz myślę nad samobójstwem… jakby to było. Połknąć te czterdzieści/pięćdziesiąt tabletek i umrzeć… zasnąć na zawsze. Trochę kusi taka propozycja… trochę, co ja mówię. Bardzo kusi. Oczywiście każdy by tam za mną trochę popłakał, ale po czasie by im przeszło. W to nie wątpię.

Czasami mam takie zawahania i zastanawiam się, czy nie iść z tym do psychologa… z tymi moimi myślami, jednak po chwili przytomnieję i przypominam sobie, że lepiej nie. Że opcja snu wiecznego jest dla mnie najlepsza. Instynkt przetrwania samobójcy jest u mnie bardzo silny. Praktycznie każdemu daje znaki, że coś jest ze mną. Że coś planuję. Ale potem zaraz zaprzeczam, bo myślę „nie mogą się o mnie martwić, mają już za dużo problemów”.

Cały zespół ma ze mną kłopoty. Nie słucham managera, pyskuję. Nie pomagam w… w niczym praktycznie. Jestem taką jebaną księżniczką. Ile raz ja już od wszystkich słyszałem jaki ja to nie jestem. JR, ostatnio po koncercie stwierdziłeś, że się mnie wstydzisz, bo będąc na scenie miałem w sobie trochę procentów. Mój drogi Kim, przepraszam, że się mnie wstydzisz. Zawsze pragnąłem, żebyś był ze mnie dumny, ale jak zwykle wyszło na odwrót. Chciałem usłyszeć z Twoich ust „moja myszka”, „moja śliczna księżniczka”, lub też zwykłe „Kocham Cię”. Wiem, dziecinne. Przepraszam.

Ja pierdole, czemu jak to piszę, to chce mi się płakać? Jestem żałosny. Za to też przepraszam. Nie chcę być żałosny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny? Mam nadzieję, że kiedyś mi to wszystko wybaczysz. Wszystko, co tylko sprawiło, że się przez mnie denerwowałeś, co doprowadzało cię do łez. Każde po kolei, to moja wina. MOJA. Kocham Cię,

Jestem żałosny. Byłem żałosny. Wybacz mi, proszę.

Ciężko mi to pisać, płaczę. Jest mi smutno jak myślę, że to koniec. Jednak nie umiem inaczej. Przepraszam. Jestem słaby, wiem. Chociaż jest to też oznaka ogromnej odwagi… nie, w tym jednak nie ma odwagi. To ucieczka. Ucieczka od wszystkiego i wszystkich, zwykłe tchórzostwo, strach przed życiem. Strach przed Tobą. Przed Twoimi reakcjami na moje lekkomyślne czyny. Bo tak bardzo chciałem, żebyś zwrócił na mnie znowu swoją uwagę. Miałem ogromne obawy, że już mnie nie chcesz. Że mnie zostawisz samego. Porzucisz. A tego bym nie wytrzymał. Nie chciałem. Przepraszam. Pragnąłem, żebyś był ze mnie dumny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Kocham Cię.

Tutaj miałem tylu wspaniałych przyjaciół, znajomych… Minhyun, Aron, Baekho, Ciebie… lista jest bardzo krótka , jednak dla mnie wystarczająca. Nigdy nie spodziewałem się, że spotkam i pokocham tyle osób. Te więzi wiele dla mnie znaczyły, bo to głównie one były powodem, że tak długo zwlekałem z decyzją o śmierci. Nie chciałem tego stracić. Zbyt długo i ciężko na to pracowałem.

Jednak to wszystko mnie przerosło. Nie tyle co kłopoty w zespole, złe stosunki z Tobą, czy też inne, mniej ważne powody. Najbardziej dobijające jest, że myśli o samobójstwie kroczyły za mną niczym cień odkąd tylko pamiętam. To mnie przerażało. Zabijało od wewnątrz. Moje normalne rozumowanie zostało z czasem pochłonięte, wręcz pożarte przez czerń, smutek i łzy. Spotkanie pewnej osoby jeszcze bardziej i dobitniej udowodniło mi, że jestem nic nie wartym śmieciem. Traktował mnie jak nic nie znaczącego człowieka. Sprawił, że ludzie odwrócili się do mnie plecami, uprzykrzali mi życie, obrażali. Mogłem policzyć na palcach jednej ręki osoby, które pomimo wszystko wytrwale przy mnie stały i mnie wspierały. Żałosne.

JR, kochanie. Chcę podziękować za cały ten czas spędzony z Tobą. Za to, że się mną opiekowałeś, że mnie broniłeś, pomagałeś. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczyło. Wierzę również, że mnie kochałeś. Na swój sposób, którego ja nie zauważałem. Okazywałeś mi czułe gesty, lecz ja byłem jak uliczny ślepiec. Również ich nie widziałem. Nie odczuwałem. Nigdy mnie nie pocałowałeś, pomimo faktu, że nasz związek trwał już kilka tygodni. Zawsze chciałem, żebyś mnie przytulał, cały ten czas. Bez okazji. Przytulał i mówił ile dla Ciebie znaczę. Że mnie kochasz. To by mi w zupełności wystarczyło. Jednak i tak dziękuję.

Nadal płaczę.

Przepraszam. Jestem żałosny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Zawsze, gdy nachodzą mnie wyobrażenia o uścisku z Tobą, zaczynam się trząść bez powodu i szlochać. Potrafię wylać wiele łez przez te myśli. Dobijam się tym do momentu, póki nie strzelę sobie w twarz i nie powiem „Ren, dość”. Potem jednak to nadal mnie męczy. Nigdy nie przestało. Bo przecież my nie okazujemy sobie zbyt wiele czułości. A ja jak głupi jestem uzależniony od Twojego ciepła. Jestem jak jakiś jebany narkoman, który nie ma dostępu do tego, czego najbardziej potrzebuje. Do tego, co napędza jego kołowrotek życia.

Jestem żałosny, ale już nie płaczę. To bez sensu. Przecież to i tak koniec.

Jeszcze raz przepraszam. Was wszystkich. Ciebie, zespół, managera, wszystkich L.O./\.E. Przepraszam. Kocham Was.

Od kilku miesięcy życie nie ma dla mnie już takie znaczenia jak kiedyś, wszystko wyblakło. Stało się takie nijakie, obojętne. Bez kolorów. Jednak moje dzikie marzenia jeszcze jako tako płoną we mnie. Poznanie wszystkich naszych wiernych fanów. Spotkanie osób, które od dziecka szanuję i podziwiam. Bycie z Tobą. Jednak, to na tym ostatnim najbardziej mi zależało.

Do końca.

Nie będę już przedłużać.

Kocham Cię.

Do zobaczenia gdzieś tam.

Przepraszam.

Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Twój Ren.


*ROK PÓŻNIEJ*

                Młody chłopak trzymał list w swoich drżących dłoniach, cicho pochlipując. Był taki bezradny w tym wszystkich. Już taki szmat czasu nie widział swojego chłopaka. Zabrali mu jego małą księżniczkę. Nie mógł go dotykać, patrzeć na niego, przytulać. Nawet przebywać w jego cudownym towarzystwie. A to był koszmar. Jeden z tych najgorszych jakie go w życiu mogły go spotkać. Tak bardzo mu tego brakowało. Czuł się teraz taki samotny, opuszczony. Teraz chociaż ma blade pojęcie co przeżywał jego biedny Choi. Brązowowłosy westchnął głośno i starł zaschnięte łzy z policzków.

- Nadal cie to męczy? – usłyszał męski głos za sobą.

-Baekho… – mruknął – …tęsknię za nim. Tak strasznie bardzo – siorbnął i rozpłakał się już na dobre – czemu byłem takim ślepym idiotą? Czemu nie widziałem jak cierpiał?!- krzyknął i schował twarz w poduszce leżącej na jego kolanach. Blond włosy nie mógł znieść rozpaczy jaka rozpruwała serce jego przyjaciela z zespołu. Podszedł więc do niego, wyjął kartkę papieru z jego reki odkładając obok na łóżku i mocno go przytulił.

- Ej, stary. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Każdemu z nas brakuje tego białego potworka – szeptał nastolatek – za niedługo go zobaczymy, więc się uspokój.

- Niby kiedy? – mruknął niewyraźnie lider, wycierając nos w chusteczkę.

-Nie wiem. To nie zależy od nas. Ale nie zadręczaj się tym, aż tak. Każdy zawinił po trochu. To nie jest tylko i wyłącznie twoja wina.

- Jasne. To ja o niego nie dbałem, nie wy do cholery. Wszystko przeze mnie – warknął i głośno westchnął. Zmęczony przetarł oczy. Miał tego wszystkiego serdecznie dość. Bez tego chłopaka jego egzystencja na tym świecie nie miała jakiegokolwiek sensu i celu. Wszystko zgasło i utonęło w mrocznej rozpaczy. Jego umysł otuliły szare skrzydła.

-JR, chodź do nas, bo wyglądasz jak duch. Zrobię ci herbatę, którą tak bardzo lubisz. Co ty na to?

Chłopak spojrzał na niego niepewnie i zrezygnowany przeczesał dłonią swoje włosy, wstając z łóżka. Wszedł do kuchni za Baekho  i usiadł na krześle przy stole na którym w misce były jakieś cukierki. Chcąc sobie choć trochę poprawić humor zjadł jeden z nich. Jednak cukier w nim zawarty ani trochę mu nie pomógł. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył, że reszta zespołu ogląda jakiś tandetny talk-show w telewizji podśmiewając się przy tum do rozpuku niczym jacyś szaleńcy. Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Minhyun, otwórz  proszę cię – burknął blondyn skupiając się na robieniu miętowego napoju dla kolegi.

- Spoko – mówiąc to, zerwał się z kanapy, która jeszcze chwile temu oblegał z Aronem i poszedł w kierunku wejścia.

- Eee… liderze, ktoś do ciebie! – krzyknął chłopak, jednocześnie zapraszając późnego gościa do środka. Brązowowłosy jęknął i niechętnie zwlekł swe zmarnowane ciało  z siedzenia, powolnie podreptując za głosem kolegi  i stanął jak wryty, gdy zobaczył kto przed nim stoi. Poczuł jak w jego oczach wzbierają się łzy, gdy ujrzał białowłosą postać stojącą w przedsionku. Dzieciak praktycznie nic się nie zmienił przez ten rok, kiedy go nie widział. Był jedynie trochę chudszy. Jednak w jego czarnych jak noc oczach, tym razem można było dostrzec te radosne iskierki życia co kiedyś, dawno temu.  Chłopak ubrany był w jakiś włochaty granatowo-biały sweter i ciemne rurki ściśle opinające jego zgrabne nogi. Włosy jak zawsze spięte z tyłu w kucyk z grzywką zasłaniającą oko. Liderowi tak strasznie brakowało tego widoku. Nagle zobaczył, że Ren spuszcza wzrok i bez większego zainteresowania wpatruje się w swoje żółte skarpetki.  JR nie mógł znieść tej przygnębiającej dla młodego chwili.

- Choi, kochanie! – krzyknął mężczyzna i czym prędzej podbiegł do skulonego w sobie chłopaka, który stał na środku korytarza. Przytulił go najmocniej jak tylko umiał. Pomimo wszystko brakowało mu tego ciepła – Tak się o ciebie martwiłem! Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Nie zostawiaj mnie już – mruknął. Biało włosy nie wiedział jak ma zareagować na poczynania swojego Hyunga. Jednak końcem końców odwzajemnił uścisk, swoimi drżącymi rękoma oplatając jego ciało. Czuł jak po jego chudych policzkach spływają słone łzy swoją krótką drogę kończąc na ubraniach.  Nienawidził swoich słabości. Nienawidził tego, że był taki emocjonalny. Ale każdy mu powtarzał, że pomimo wszystko tak jest lepiej. Odczuwać więcej niż inni. On się jednak z tym stwierdzeniem nie zgadzał. Nie chciał być raniony tak łatwo. Chciał mieć serce ze skały, żeby już nikt nie mógł do niego zajrzeć i go zniszczyć. Jednak przy tym facecie tak się nie dało. Jedno jego spojrzenie po tak długim czasie rozłąki, a jego całe ciało było już jak z waty. Nagle poczuł, że coś miękkiego dotyka jego warg. Zszokowany otworzył swoje wilgotne oczy i to co zobaczył sprawiło, że jego nogi się ugięły. Jednak w ostatniej chwili JR go chwycił w swoje silne ramiona i uniósł w powietrzu. Chłopak nie mógł uwierzyć, że jego marzenie w końcu się spełniło. Niepewnie odwzajemnił ten gorący pocałunek, który z chwili na chwile coraz bardziej się pogłębiał. Blondyn wplątał swoją dłoń w jego bujne włosy i przyciągnął go bliżej siebie. To, co się teraz działo, było jednym z jego piękniejszych przeżyć jakich zdążył doświadczyć.

- Kocham cię Minki – szepnął trzymający go mężczyzna i ponownie zagłębił się w ich namiętnym i stęsknionym pocałunku – więcej mnie już tak nie zostawiaj, rozumiesz?

Dzieciak kiwnął głową i przytulił się mocno do swojego chłopaka, ponownie wylewając łzy. Reszta zespołu patrząc na to wszystko zaczęła się śmiać. Byli szczęśliwi, że tej jakże niezgranej parze zaczęło się w końcu układać.
- Ja też cię kocham – odpowiedział Ren i uśmiechnął się najpiękniej jak tylko umiał.

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.3 by BaliBliss

Miłego czytania!
BaliBliss

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.3

Zorientowałam się że dochodzimy na miejsce gdy usłyszałam szum rozmów zebranych. Na oko w sali było ponad dwieście osób. Czy oni wszyscy chcą śmierci Caspiana? Jeśli tak, to do czego ja im jestem potrzebna? Przecierze jest ich tak dużo…. Na środku sali siedzi, jak się domyślam, wyrocznia. W mojej wyobraźni była ona staruszką w łachmanach, ale okazuje się, że Salander wygląda jak nastoletnia królowa szkoły: figura modelki, długie, lekko falowane, blond włosy i brązowe oczy. Jest urzeczywistnieniem marzeń męskiej części uczniów mojej szkoły. Na oko ma około szesnastu lat, ale wiem, że jako wampirzyca może sobie liczyć nawet wieki. Obok niej stoi Leila, która trzyma za rękę wysokiego, chudego chłopaka o latynoskiej urodzie, zapewne Enrique. To właśnie on ucisza zebranych i zabiera głos:
- Słuchajcie uważnie, co powie wam Salander. Jest ona ostatnią żyjącą wyrocznią. Jej słowa prawdopodobnie będą mieć znaczący wpływ na postęp naszej sprawy. Zna ona bowiem przepowiednię, która mówi jak zabić Caspiana. Wytłumaczy też nam, dlaczego do tej pory wszystkie nasze starania, które miały doprowadzić do jego ostatecznej śmierci spełzły na niczym. W zamian Salander żąda ochrony. Chce się ukryć w naszych podziemiach, aby nie musieć już uciekać. Jej także zależy na zagładzie Caspiana. Czy się zgadzacie?
- Tak!!!- wybuchło echo potwierdzeń.
- A więc wytężcie słuch. Od tego zależy przyszłość naszej rasy! -  powiedział Enrique, po czym oddała głos Salander.
- Witajcie moi drodzy. Nadchodzi czas wolności, czas pokoju. Przepowiednia niedługo się spełni. Poczułam to w kościach gdy tylko nasza droga czarownica weszła na salę. – mówiąc to popatrzyła na mnie.
-Ja nie jestem czarownicą! – zirytowałam się.
- Jak widzę nie znasz swojego dziedzictwa. Mogłam się domyślić, że w końcu informacje o pochodzeniu i klątwie naszych drogich matek wiedź zostaną zapomniane. Później, na osobności, zajrzymy do twojej przeszłości, aby dowiedzieć się jakiego rodzaju czarownicą dokładnie jesteś. To nam powie jakie masz moce, ale na razie skupmy się na zabiciu Caspiana. Otóż nie mogliście go zabić z jednej przyczyny: zabić go może tylko moc, z której został zrodzony, a tą mocą jest magia czarownic. Nie ma on bowiem matki ani ojca. Powstał wskutek zaklęcia czarownicy, która pragnęła stworzyć mężczyznę doskonałego, który będzie bronił jej i jej sióstr. Niestety, coś podczas rzucania czaru poszło nie tak i w ten sposób zrodziła się nasza rasa, rasa wampirów. Caspiana, którego prawdziwe imię brzmi Erro, co w języku czarownic znaczy pomyłka, szybko zorientował się, że może w łatwy sposób tworzyć sobie podobnych. To on jest ojcem całej naszej rasy. Według legend stworzył ponad trzy tysiące wampirów, które tworzyły następne i tak dalej. Czarownice nie mogły zostać jednym z nas, ponieważ to z ich krwi zostaliśmy zrodzeni, więc zrozpaczone swoją porażką rzuciły ostatnie zaklęcie, które związało moc całego rodu czarownic, a rozwiązać ją mogła tylko śmierć. Przepowiednia mówi, że pewnego dnia jednej z rodu wiedź uda się znaleźć coś, dzięki czemu pokona barierę nieśmiertelności i stanie się Bruxa Mortos, czyli  wampirem ze zdolnościami czarownicy. Będzie ona posiadała skumulowane moce wszystkich wiedź ze swojego rodu i jako jedyna będzie w stanie zgładzićErro i jemu podobnych. Będzie ona też ostatnią czarownicą. Po jej śmierci nie będzie na świeci już magii wiedźm. Zawsze myślałam, że  nie uda mi się doczekać tego momentu, a tu nagle zjawia się nasz przystojny Enrique i mówi mi o twoim wyczynie Leno – zwraca się do mnie już mniej poważnie – Dzięki tobie wróciła mi nadzieja, ze nie będę już musiała uciekać. Dlatego teraz zabierzcie mnie do kwatery, w której mam zamieszkać. Leno, ty choć ze mną. Musimy dowiedzieć się z którego konwentu pochodzisz.
Leila znalazła się przy niej w ułamku sekundy i zaczęły wychodzić. Poczłapałam za nimi, nadal nie przekonana co to mojego rzekomego dziedzictwa. Jeremiasz nie odstępował mnie na krok. Gdy znaleźliśmy się pod jednym z wielu pokoi Leila powiedziała:
-Salander, oto twój pokój. Niedługo przyjdzie ktoś z twoim planem dnia.
- Dziękuję, odważna Leilo. Mów mi Sally, będzie prościej. Niedługo w końcu ty, ja i Lena będziemy przyjaciółkami. – uśmiechnęła się, po czym zwróciła się do mnie – Wejdź, lecz niech twój przystojny Jeremiah zostanie na zewnątrz.
- Nie ma mowy! – zawarczała Jeremiasz.
- Uspokój się. Nie ma czego się bać. Salander nic mi nie zrobi.- zwróciłam się do niego. Popatrzyła na mnie uważnie. W jego oczach czaił się strach.
- Leno… – powiedział z bólem w głosie.
- Dam sobie radę. Zaufaj mi.- poprosiłam go.
- Zgoda. Ale masz dziesięć minut, później wchodzę – w jego głosie było słychać rezygnację.
- Nie martw się mój drogi, oddam ci ją za pięć minut – wtrąciła się Salander, po czym wciągnęła mnie do pokoju i zatrzasnęła drzwi.

ciąg dalszy nastąpi...

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.2 by BaliBliss

Druga część historii Leny. Miłego czytania!
BaliBliss

"Przeznaczenie wampirzycy" cz.2
Wokół sali znajdowały się trybuny, które były zapełnione wampirami. Naprzeciw wejścia stał złoty tron na którym siedział Caspian. Nagle drzwi za mną się zamknęły. Poczułam strach. Gospodarz się uśmiechnął.
- Witaj Leno. Najwyższy czas przekonać się, jaką siłą dysponujesz. – powiedział.
- Na czym polega rytuał? – spytałam cicho.
- Nie pozwoliłem ci się odezwać – złajał mnie Caspian po czym zwrócił się do swoich sług – Wprowadzić naszego drogiego Jeremiaha.
Z bocznych drzwi wyszedł mój stwórca. Pilnowało go czterech strażników. Nagle złapali go i zaczęli ciągnąć. Ta sala coraz bardziej kojarzy mi się z areną. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że na środku tego ogromnego placu boju stoi słup z doczepionymi kajdanami, które najprawdopodobniej są nasączone czymś żrącym, by wampir z nich nie uciekł. Strażnicy ciągną Jeremiasza w stronę tej okropnej pułapki, po czym zakuwają w kajdany jego ręce i nogi. Na jego twarzy pojawia się grymas bólu. Nie mogą tak postępować! Nie wytrzymuję i krzyczę:
- Zostawcie go! To moja próba, nie jego!
- Leno, nie udzieliłem ci głosu. Musisz zostać ukarana. – mówi spokojnie, po czym skina delikatnie ręką.
Jeden ze strażników podchodzi do mnie i przykłada mi nóż do ramienia i przecina mi skórę. W moich oczach zbierają się łzy, a on przenosi ostrzę na moją nogę i powtarza zabieg. Nie mogę na to pozwolić. Chwytam nóż, wyrzucam go na  środek sali tak, ze ląduje pod nogami Jeremiasza. Gdyby tylko mógł się uwolnić… Podskakuję i ląduję na plecach niczego nie spodziewającego się strażnika. Chwytam jego głowę tak, że wystarczy jeden ruch, aby ją oderwać. Zrób to – słyszę w myślach głos mojego stwórcy. Patrzę na niego w oszołomieniu. Strażnik wykorzystuje moją chwile nieuwagi i uwalnia się. Ja jednak wyciągam jeden z kołków w kształcie ołówka, który schowałam w czerwonej rękawiczce i jednym wprawnym ruchem wbiłam go w klatkę piersiową zbiega. Ten przewraca się po czym zmienia się w popiół. Uciekaj Leno – znów słyszę w myślach głos Jeremiasza, jednak jest już za późno. Wokół mnie pojawił się cały oddział strażników. Nie mam szans. Nie dam im rady. Nie dziś, kiedy mija tydzień od ostatniego posiłku… Postanawiam jednak nie poddać się bez walki. Podnoszę kołek z kupki popiołu i wyciągam drugi z rękawiczki. Stroję w pozycji bojowej, której nauczył mnie Jeremiasz. Nagle ruszają na mnie. Zabijam pierwszych pięciu, ale pojawia się ich coraz więcej. Zadali mi mnóstwo ran. Jestem cała we krwi. Własnej i strażników. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Moją ostatnią myślą było, ze nie mogę zginąć, bo wtedy zabiją też Jeremiasza. Później zapanowała ciemność.
Nie wiedziałam, że po śmierci czuje się ból. Szybowałam obolała w ciemności. Nie wiem ile czasu minęło. Czy tak kończą wampiry? W czarnej próżni? Nagle poczułam dotyk na ręce, po czym ból zniknął. Otworzyłam oczy. Nade mną stała blada wampirzyca o zielonych oczach i kręconych rudych włosach. Wystraszyłam się i próbowałam wstać, lecz ona mnie powstrzymała.
- Leż spokojnie Leno, twoje rany dopiero co się zasklepiły! – powiedziała
-Kim jesteś? – spytałam.
- Jestem Leila.  Jeremiah to mój wampirzy brat. Cieszę się że nie wędruje już samotnie.
- Co z nim? Co się wydarzyło? Gdzie jesteśmy?- zapytałam spanikowana
- Jeremiah ma się dobrze. Muszę go powstrzymywać by nie przeszkadzał ci w rekonwalescencji. Gdyby to od niego zależało już dawno by cię obudził. Nie mogłam na to pozwolić, bo wtedy rany leczyły by się dłużej. Noże strażników zostały zatrute. Jesteśmy w podziemiach Luwru w Paryżu. Naprawdę nie pamiętasz co się wydarzyło?
- Pamiętam tylko, że walczyłam ze strażnikami. Potem chyba zemdlałam…
- Oj nie zemdlałaś. Uwierz mi. Gdyby tak było wszyscy bylibyśmy martwi.
- Więc co się wydarzyło?
- Przewróciłaś się. Wszyscy myśleli, ze już po tobie, gdy ty nagle zaczęłaś unosić się nad ziemią. Twoje oczy i włosy były białe. Wyglądałaś jak duch. Wtedy spojrzałaś na strażników, wyszeptałaś jakieś niezrozumiałe słowa i wszyscy zmienili się w kupkę popiołu. Niezły numer. Potem popatrzyłaś w stronę Caspiana i powiedziałaś, że już niedługo przepowiednia się wypełni. Szkoda, że nie widziałaś jego reakcji! Tatuś nieźle się wystraszył. Pewnie najbliżsi tygodnie spędzi w ukryciu. O co chodzi z tym przeznaczeniem?
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie. Ty nic z tego nie pamiętasz?
- Nic. Jak się stamtąd wydostaliśmy?
- No cóż, jako że Caspian wezwał wszystkie wampiry byli tam też moi ludzie. Stwierdziliśmy, że możesz nam się przydać w obaleniu tego wariata, więc gdy opadłaś i straciłaś przytomność, a twoje włosy wróciły do naturalnego koloru, uciekliśmy z tobą i Jeremiahem.
- Jak to wszystko jest możliwe? Chodzi mi o lewitacje i zabijanie wzrokiem…
- Nie wiem. Enrique, mój partner poszukuje osoby, która by mogła nam to wyjaśnić. Przypuszczamy, ze chodzi o przepowiednię, która mówi, że czarownica, która została wampirem, zgładzi łotra zabijającego ludzkie istoty.
- Tym łotrem jest Caspian?
-Tak. On pewnie też domyśla się, ze twoim przeznaczeniem jest go zabić, bo słuch po nim zaginął…
- To nie możliwe, żeby w tej przepowiedni chodziło o mnie. Nie jestem czarownicą.
- Ja wczoraj widziałam co innego. Ale upewnimy się gdy Enrique znajdzie Salander.
- Salander?
- To jedyna wampirza wyrocznia, której udało się przetrwać. Reszta zginęła z rozkazu Caspiana, nie będzie więc łatwo jej znaleźć. Enrique pojechał, bo jest najlepszym tropicielem. Ma największe szanse ją znaleźć, ale ja bym wolała, by był przy mnie. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
- Jak dawno temu wyruszył?
- Półtora tygodnia temu. Zwykle wraca po jednym dniu…- na jej twarzy pokazał się smutek.
Nagle do krypty, w której leżę wchodzi Jeremiasz. Gdy widzi, że jestem przytomna wrzeszczy na Leilę :
- Obiecałaś, że dasz mi znać jak tylko się ocknie! Jak mogłaś? Wiesz jak się o nią martwiłem???
- Spokojnie. Dopiero co odzyskałam przytomność – bronię nowej znajomej – Leila opowiadała mi co się wydarzyło… Powinieneś ją przeprosić.
- Ach… Przepraszam Leilo. Czy mogłabyś zostawić nas samych? Enrique właśnie wrócił…
- Jasne. Leno, czy ty podmieniłaś mi brata? – pyta śmiejąc się i wychodzi.
- Więcej mnie tak nie strasz – mówi Jeremiasz patrząc na mnie intensywnie. Zarumieniłabym się, gdybym nie była wampirem.
- Postaram się -  mówię cicho.
Jeremiasz przygląda mi się przez dłuższą chwilę, po czym nagle się przybliża i bierze mnie w ramiona.
- Nawet nie wiesz jak się czułem gdy tak na ciebie napadli. Gdybym tylko mógł ci pomóc…
- Nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić. – mówię nieśmiało
- Wiem. Ale nic nie poradzę na to jakie uczucia we mnie wywołujesz… Leno… Nie mogę cię stracić. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię…
Patrzę na niego zszokowana. Czy on właśnie powiedział, ze mnie kocha?
- Ja ciebie też – mówię z opuszczonym wzrokiem.
Jeremiasz z niedowierzaniem patrzy mi głęboko w oczy, po czym delikatnie muska moje usta.
- Musimy iść do sali konferencyjnej. Ubierz się szybko w coś wygodniejszego. Będę czekał za drzwiami.
- Enrique znalazł Salander? – pytam
- Tak. Pośpiesz się z tym przebieraniem.
Gdy wyszedł otworzyłam komodę, która stała obok drzwi. Wyciągnęłam z niej proste jeansy i czarny t-shirt z logo Gunsów. Do tego założyłam tenisówki, które stały obok łóżka. Gdy wyszłam Jeremiasz zlustrował mnie wzrokiem.
- Pasuje ci czerń – stwierdził, po czym udaliśmy się ciemny korytarzem w stronę sali konferencyjnej.

ciąg dalszy nastąpi...

"Krew" by Yushi

Od naszej drogiej Yushi. Jak się podoba?
BaliBliss

"Krew"

Bałagan.
Krew.
Przerażenie.
Chłód.
Ból ściskający moje serce.
I ty. Leżący bez ruchu na kamiennej posadzce. A obok Ciebie nóż. Mały, srebrny. Niebezpieczny.
Widzę Twoje poranione ciało, rysy na nadgarstkach i ramionach. Przeraża mnie to. Ale nie mogę nic zrobić. Bo już odszedłeś.
Zostawiłeś mnie. Zostawiłeś mnie samego na tym świecie. Okrutnym świecie, który mi cię odebrał. Odebrał mi osobę, którą kochałem. Kochałem najbardziej.
Strach.
Pustka.
Samotność.
Potok łez.
Jestem bezradny. Płaczę nad Twoim ciałem jak dziecko. Mam mokre policzki. Czuję to. Zostawiłeś otwarte okno. Wiatr porusza Twoimi włosami, lecz ty nie wstajesz. Nie poprawiasz grzywki, jak to zawsze robiłeś.
Nie żyjesz.
Umarłeś.
Zostawiłeś mnie.
Odszedłeś.
Ponownie spoglądam na ostrze noża leżącego nieopodal Ciebie. Jest takie ostre. Niebezpieczne.
Sięgam po niego. Moja dłoń nie drży. O dziwo. Przecież powinienem się bać, prawda? Nie, nie boje się. Bo robię to z miłości. Tak bardzo Cię Kocham. Kocham najbardziej na tym okrutnym świecie.
Krew.
Ból.
Tęsknota.
Czuję jak opadam na podłogę. Resztkami sił sięgam po Twoją martwą dłoń i splatam nasze zakrwawione palce. Wszędzie jest tak czerwono. Lepka maź skleiła moje włosy. Ale nie zwracam na to uwagi. Bo cię kocham. Kocham najbardziej na tym okrutnym świecie.
Kocham Cię Ren. Pamiętaj.
Śmierć.
Miłość.
Wieczność.
Spełnienie.

"Przeznaczenie wampirzycy" by BaliBliss

No i macie moje pierwsze opowiadanie fantasy. Na poprzednim blogu miało tytuł "Wampiry też kochają, ale stwierdziłam, że ten bardziej pasuje :) Jak się podoba?
BaliBliss

"Przeznaczenie wampirzycy"

Czy ten dzień musi być taki nudny??? – pomyślałam powoli zmierzając do mojej leśnej kryjówki (tak naprawdę to tylko polana w lesie, na której uwielbiam przebywać). Mimo że był piątek, nie cieszyłam się zbytnio tym, że nadchodzi weekend. Czerwcowy wiatr rozwiał mi długie, czarne włosy. No nie. Znów zapomniałam o czapce i moje kędziory będą wchodzić w błękitne oczy – jedyną część mojego ciała, którą w sobie lubiłam. Ogólnie nie wyglądałam źle, ot zwyczajna nastolatka, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Niestety dzięki mojej przerażająco wręcz bladej skórze wyróżniam się z pośród moich rówieśniczek. Wolałabym, żeby tak nie było.
Nie lubię nudnych dni. A ten był przerażająco monotonny. Nawet w szkole się nic nie wydarzyło… No może poza akcją, gdy na teren budynku wdarł się jakiś facet, który wykrzykiwał coś na temat tego, że powinniśmy uwierzyć w wampiry zanim będzie za późno. Ta, jasne… Już prawie byłam na polanie, gdy usłyszałam za sobą szelest liści. Odwróciłam się powoli. To był tylko niesforny pies sąsiadki, Bolo. Przez to całe gadanie o wampirach byłam wytrącona z równowagi.
- Wampiry nie istnieją!
Powiedziałam na głos.
- Jesteś tego pewna? – powiedział ktoś za mną.
Odwróciłam się. Na skraju polany stał wysoki na ok. 1,90 blond włosy facet o skórze, choć wydawało mi się to niemożliwe, bledszej od mojej. Na oko miał około 20 lat. Mogłabym go uznać za przystojnego, gdyby nie to co zobaczyłam obok niego. Leżał tam bowiem trup!!! Facet przyglądał mi się ciekawie. Zaczęłam się wycofywać. Gdy uznałam że jestem wystarczająco daleko zaczęłam się odwracać, żeby uciec. Wpadłam na coś twardego. To był on!
- Jak…?
- Oj, wydaje mi się że wampiry jednak istnieją. Jestem na to dowodem, kotku. – powiedział dziwnie wesołym głosem – A ty niedługo będziesz następnym. Jestem głodny, ale nie zabiję cię. Jesteś na to zbyt ładna. Od dawna szukałem kogoś takiego.
- Co zamierzasz? – spytałam przestraszona.
- Oj, nic takiego… Jak masz na imię kotku?
Nie odpowiedziałam.
- Jak masz na imię???
- Wal się świrze!
Popatrzył mi w oczy.
- Jak masz na imię? – powtórzył pytanie.
- Lena – słowa same wypłynęły z moich ust.
- Ile masz lat?
- Za miesiąc kończę osiemnaście.
- Idealnie, jeszcze nieletnia! Będzie z ciebie świetna nieśmiertelna!
- Co??? Nie, proszę!!!
- Spokojnie, zaboli tylko przez chwilę. Jeszcze mi podziękujesz…
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Gdy się ocknęłam czułam się dobrze. Leżałam na polance. Bolała mnie szyja. Co dziwne gdy próbowałam ją rozmasować nie wyczułam tętna.
- Co do cholery?
Spróbowałam jeszcze raz. Nic!!!
- Nie szukaj czegoś, czego nie masz. – odezwał się ktoś obok mnie. To było on. Zerwałam się na równe nogi. Co dziwne nie zakręciło mi się w głowie.
- Coś ty mi zrobił???
- Nic wielkiego. Zmieniłem cię w wampirzycę.
- Niemożliwe!!!
- A jednak. Pewnie jesteś głodna.
Do tej pory nie byłam. Jednak na jego słowa zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Tak, masz rację. Idę do domu. – powiedziałam – Niedługo pora kolacji. Mama będzie się o mnie martwić.
- Ludzkie jedzenie nie sprawi że będziesz najedzona. Potrzebujesz krwi. Masz tydzień żeby wypić pierwszy posiłek bo inaczej umrzesz. Gdy zaspokoisz głód dokona się całkowita przemiana.
- Ta jasne. Żegnaj!
- Idź, ale jak zmądrzejesz to zadzwoń. To jest moja wizytówka. – podał mi kawałek papieru.
- To mi się nie przyda. – powiedziałam, ale jego już nie było.
Popatrzyłam na kartkę. Jeremiasz Nahuel. Dziwne imię. Takie staroświeckie…
Mama przygotowała na kolacje moje ulubione naleśniki z cukrem i cynamonem, jednak tym razem nie wiedzieć czemu mi nie smakowały. Mimo to zjadłam cztery. Nadal byłam głodna. Stwierdziłam jednak, że to mój żołądek płata mi figla i poszłam wziąć prysznic. Gdy wyszłam z łazienki była już ósma i zaczynał się mój ulubiony program. Obejrzałam go i poszłam spać. O dziwo z godziny na godzinę robiłam się coraz bardziej głodna, przez co bardzo długo nie mogłam usnąć. Gdy mi się w końcu udała miałam dziwny sen. Byłam w nim ja, ale skórę miałam jeszcze bledszą niż zazwyczaj, oczy miałam w kolorze rubinów, a z kącika ust spływało mi coś czerwonego. Pod moimi nogami leżał martwy mężczyzna. Na szczęście zadzwonił telefon i mnie obudził. Popatrzyłam na wyświetlacz. To Ola, moja kumpela. Odebrałam.
- Lena, gdzie ty jesteś??? Wiesz która jest godzina? Miałyśmy się spotkać pół godziny temu!!! – faktycznie, miałyśmy iść na zakupy. Czemu budzik nie zadzwonił?
- Sorki, ale nie czuję się najlepiej. Mogłybyśmy to przełożyć na kiedy indziej? – to nie było kłamstwo. Żołądek bolał mnie z głodu. Muszę iść szybko zjeść śniadanie.
- No dobrze. Ale zdajesz sobie sprawę że potrzebuję nowych butów? Jutro mam randkę, a nie mam czego założyć do tej nowej, błękitnej sukienki. – powiedziała Ola. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Ma obsesję na punkcie zakupów.
- Tak, wiem że jutro masz randkę, ale masz odpowiednie buty. – ma ich aż za dużo.
- Które?
- Te białe balerinki z niebieską kokardką.
-W sumie masz rację. Do zobaczenia w poniedziałek w szkole.
- Pa!
W końcu! Poszłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie kanapki z wędliną. Jednak po ich zjedzeniu zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Dziwne. Była już prawie dziesiąta. Z braku innej alternatywy poszłam na spacer. Wybrałabym się na polankę, ale boję się że spotkam tam tego dziwnego faceta. Skierowałam się więc w stronę parku. Nagle poczułam dziwny, ale zaskakująco apetyczny zapach. Niedaleko mnie na chodniku leżał mały chłopiec. Płakał, a z jego kolana sączyła się krew. To z tego kierunku dobiegała woń. Zaczęłam iść w jego stronę. Im byłam bliżej tym zapach była wyraźniejszy, a ja robiłam się coraz bardziej głodna. Nachyliłam się nad chłopcem.
- Co się stało? – zapytałam.
- Jechałem na deskorolce i przewróciłam się. Bardzo boli mnie kolano. – popatrzyłam na ranę. Spływało z niej sporo krwi. O dziwo wydała mi się najbardziej apetyczną rzeczą pod słońcem. Nie mogąc się powstrzymać wzięłam odrobinę na palec i polizałam. Nagle ogarną mnie szał. Chciałam więcej. Zaczęłam zlizywać językiem krew z jego nogi. Gdy było już czysta przyłożyłam usta do rany i zaczęłam ssać. Nagle wszystko zrobiło się wyraźniejsze. Widziałam i  słyszałam wszystko, co się działo w promieniu kilkunastu kilometrów tak, jakby działo się to obok mnie! Czułam tyle nowych zapachów!
Poczułam przeraźliwy, palący ból w szczęce. Moje zęby zaczęły dziwnie mrowić. Kły zrobiły się ostre, po czym zaczęły się wysuwać z szczęki. Co się ze mną dzieje? – pomyślałam. Popatrzyłam na chłopca. W jego oczach zobaczyłam strach.
- Twoje oczy… – odezwał się cicho.
- Co z nimi nie tak? – spytałam wystraszona.
- Są czerwone… – powiedział. Byłam wstrząśnięta. Jak to czerwone? To przecież niemożliwe. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do domu. Skierowałam się prosto do łazienki. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Wyglądałam tak jak w moim śnie! Miałam skórę bledszą niż zwykle, prawie białą, rubinowe oczy, a z moich ust spływały resztki krwi. Zaczęłam płakać. Zamiast łez z moich oczu popłynęła czerwona ciecz. Nie!!! Czyżby ten facet na polanie wcale nie był wariatem???
Tego dnia już nigdzie nie wychodziłam. Moi rodzice i siostra z samego rana pojechali do cioci by pomóc w remoncie, więc do wieczora byłam sama. Gdy wrócili byłam już spokojna. Postanowiłam jak najszybciej skontaktować się z Jeremiaszem, żeby to wszystko odkręcił. Gdy przechodziłam obok lustra zwróciłam uwagę, że moje oczy wróciły do normy. Znów były błękitne jak może w słoneczny dzień. Na szczęście. Kły schowały się zanim jeszcze dotarłam do domu więc wyglądałam zwyczajnie. Przypuszczałam, że nikt nie zauważy, że jestem bardziej blada niż zazwyczaj i miałam rację. Nie byłam już też tak głodna jak przedtem. Już prawie nie bolał mnie żołądek. Rodzinka zachowywałam się jak zwykle, jakby nic się nie wydarzyło. Ale oni przecież o niczym nie wiedzą… Oczywiście Julka, moja siostra od razu poszła oglądać MTV. Ma 13 lat i uważa się za dorosłą. Moja mama zajęła się kolacją, a tata zaczął czytać gazetę. Pomyślałam, że to dobra chwila, żeby wykonać pewien ważny telefon. Zamknęłam się w swoim pokoju i wybrałam numer, który widniał na wizytówce. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Witaj Leno. Wiedziałem że nie będę czekać długo na twój telefon. Czy przemiana się już dokonała?
- Skąd wiesz, że to ja?
- Zapisałem sobie twój numer gdy leżałaś martwa.
- Co? Jak to martwa??? – spytałam oszołomiona.
- Mówiłem już. Zmieniłem cię w wampira. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej przyjdź do lasu o drugiej dwadzieścia. Nie spóźnij się! – i się rozłączył.
Stałam osłupiała z telefonem przy uchu dobre 10 minut. Czy ten świr-zabójca naprawdę myśli, że się z nim spotkam? Z szoku wyrwała mnie mama wołając mnie na kolację. Jadłam, nie wiedząc nawet co. Zwróciłam przy tym uwagę że słyszę bicie serca każdej osoby siedzącej przy stole i czułam ciepło płynące od miejsc w których były tętnice. Wszystkich tylko nie mnie! Myślami jednak byłam zupełnie gdzie indziej. jednak muszę się z nim spotkać, ale jak do cholery mam iść o 2:20 do lasu skoro będzie całkowicie ciemno? I czemu tak późno? Przecież muszę się wyspać! Gdy zjadłam poszłam do łazienki. Właśnie tam zdałam sobie sprawę, że widzę w ciemności. Dostrzegałam bowiem wszystko za oknem tak jakby był dzień. Aby to sprawdzić zgasiłam nawet światło. Niczego to nie zmieniło – nadal wszystko świetnie widziałam. Przynajmniej to mam z głowy. Nie będzie problemu z dojściem do lasu. Zostaje już tylko kwestia wyspania się. O 22 ubrałam się w ciepłe ubrania, w których miałam zamiar wyjść i położyłam się w łóżku owinięta kołdrą udając, że śpię. Mama połknęła haczyk i chwilę później z głębi domu dobiegały mnie trzy wyrównane snem oddechy. Gdy wybiła druga wyszłam z domu. To było niesamowite. Widziałam wszystko, ciemność nie robiła mi różnicy. Gdy dotarłam na skraj lasu poczułam strach. A jeśli ściągnął mnie tu żeby coś mi zrobić? Złajałam się w duch za te myśli i ruszyłam dalej. Weszłam na polanę. Jeremiasz stał pośrodku zwrócony do mnie tyłem. Był bez koszuli. Zaparło mi dech w piersiach. Gdy go widziałam po raz pierwszy był w grubej bluzie, dlatego wydawał się niezbyt umięśniony. Jednak teraz widziałam go w pełnej krasie. Muskulatury mógłby mu pozazdrości nie jeden bokser. Był piękny. Odwrócił się powoli. Jego usta wygięły się w uśmiechu.
- Witaj Leno. Miło cię znów widzieć.
- Czy mógłbyś mi do cholery powiedzieć co się ze mną dzieje? – spytałam bez ogródek.
- Nie dość, że piękna i odważna, to jeszcze bezpośrednia i temperamentna. Wybuchowe połączenie.– powiedział.
- Czy mógłbyś nie owijać w bawełnę? Nie lubię fałszywych komplementów. – zezłościłam się trochę, nie chciał powiedzieć mi tego, po co przyszłam.
- Ależ te komplementy nie są fałszywe. Obserwowałem cię od pewnego czasu i bardzo mi się spodobałaś, więc cię przemieniłem.
- Jak to przemieniłeś???
- Przemieniłem, czyli dałem ci do wypicia swoją krew i zabiłem. A ty, jak widzę, dokonałaś dzieła, pożywiając się ludzką krwią.
- Czy to znaczy…? Czy właśnie mi mówisz że jestem żywym trupem?
- Dla uściślenia, wampirem. Powinnaś się już domyślić.
- Te czerwone oczy, wyostrzone zmysły…
- To typowe cechy wampira. Za niedługo będziesz też szybka i silna, ale nie na głodniaka. Mam dla ciebie niespodziankę. Domyśliłem się, ze nie będziesz skrzywić człowieka, więc przyniosłem ci niespodziankę z banku krwi. – wyciągnął z torby która leżała na ziemi worek z krwią. Taki sam jakie stosuje się w szpitalach.
- Nie chcę tego. – powodziłam. Ale w tedy poczułam ten zapach. Kły się wysunęły. Zrobiłam się głodna.
- Oj na pewno? – zapytał – Twoje oczy i zęby mówią coś zupełnie innego… Wypij, no chyba że wolisz taką prosto z tętnicy, to przyprowadzę ci jakiegoś marnego człowieczka. – z ironicznym uśmieszkiem na ustach rozerwał lekko woreczek i podetknął mi go pod nos.
- Wypiję to. – wzięłam od niego krew i zaczęłam łapczywie pić. Gdy opróżniłam woreczek podał mi następny, i następny. W sumie wypiłam czternaście woreczków.
- No, no, masz apetyt, nie ma co. A teraz wyrwij tamto drzewo. – wskazała największy dąb przy polanie.
- Chyba sobie żartujesz! Nigdy nie uda mi się go nawet poruszyć!
- Nigdy nie mów nigdy, słonko.- mówiąc to uśmiechnął się nieznacznie – Idź.
Nie przekonana podeszłam do drzewa. Objęłam je rękoma i lekko pociągnęłam w górę. O dziwo korzenie zaczęły bez trudu wychodzić z ziemi. Po chwili poczułam w sobie niesamowitą siłę. Zmieniłam uchwyt rąk i wyrwałam całkowicie drzewo, po czym jednym ruchem rzuciłam nim daleko w las.
- Jak to możliwe? – spytałam.
- To jedna z wampirzych umiejętności. A teraz dobiegnij do mnie najszybciej jak potrafisz.
Zaczęłam biec.. i po sekundzie byłam przy nie, chociaż dzielił nas dobry kilometr.
- To jest świetne! – wykrzyknęłam.
- Tak wiem. Świetne jest też to, że przez jakiś tydzień nie będziesz musiała się pożywiać, bo wypiłaś czternaście litrów krwi. Gdyby to była krew z jednego człowieka, już by nie żył.
Usiadłam na trawie zamyślona.
- Czy… będę musiała zabijać ludzi tak jak ty? – spytałam po chwili. Jeremiasz usiadł obok mnie.
- Staram się nie zabijać, choć nie zawsze się to udaje. Zazwyczaj wypijam tylko odrobinę, po czym sprawiam, że o niczym nie pamiętają. Ale gdybym mógł wybierać to piłbym tylko krew z woreczka. Nie jest tak dobra jak świeża, ale przynajmniej nie krzywdzę nikogo…
Zamyśliłam się nad jego słowami.
- A ten trup, którego trzymałeś wczoraj na polanie?
- Nie ja go zabiłem. Są niestety na ziemi wampiry, które uważają, że ludzie zostali stworzeni po to, aby ich osuszać z krwi. Właśnie na takie osobniki poluję.
- Czyli jesteś dobry? – spytałam.
Zaśmiał się.
-Jeżeli tak można nazwać wampira, to… tak jestem doby.
Też się uśmiechnęłam.
- Ile masz lat? – spylałam.
Zaskoczyłam go.
- Dziewiętnaście ludzkich. Licząc z wampirzymi – tysiąc dwieście dwadzieścia cztery.. Zostałem przemieniony w Londynie przez niejakiego Caspiana. Byłem wtedy młody i głupi. Wdałem się w romans z hrabiną DeCrusse. Jej mąż nas przyłapał i wysłał mnie na tortury do Caspiana. On stwierdził, że jestem dobrym kandydatem na wampira i mnie przemienił. Długo nie mogłem się pogodzić z tym, czym się stałem. Nie było wtedy krwi w woreczkach, a mój stwórca nie nauczył mnie jak pić ludzką tak, aby nikogo nie skrzywdzić. W tamtych czasach zabiłem wiele niewinnych istot. Do dziś mam wyrzuty sumienia. Caspian jednak uwielbiał zabijać. Robił to nawet kiedy nie był głodny. Dlatego nasze drogi się rozeszły. Nie widziałem go od 1074.
- Dlaczego mnie przemieniłeś?
- Obserwowałem cię od kiedy kilka miesięcy temu podczas polowania zauważyłem cię na polanie.
- Polowania? – weszłam mu w słowo – Mówiłeś przecież…
- Nie polowałem na ludzi. Czasami żywię się też zwierzęcą krwią. Jest okropna, więc robię to tylko w ostateczności.
- Tak jak w „Zmierzchu”? – zapytałam.
- Tak, tak jak w „Zmierzchu”- zaśmiał się – Ale wracając do tematu: obserwowałem cię kilka miesięcy. Wydawałaś się być znudzona życiem, a ja coś do ciebie poczułem. Od dawna poszukiwałem dla siebie partnerki, więc postanowiłem cię przemienić. Wiedziałem że jest duże ryzyko, że, mnie znienawidzisz, tak jak ja Caspiana, ale postanowiłem zaryzykować. Wtedy na polanie twoja reakcja na to że jestem wampirem zadziwiła mnie. Inni w tym momencie zwykle zaczynali się bać i byli jakby sparaliżowani tym strachem. Ale nie ty. Starałem się być przekonujący jako „zły facet”, ale ty się nie wystraszyłaś. To mi zaimponowało. Wtedy byłem już pewien, że podejmuję właściwą decyzję przemieniając cię. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Wybaczam. Powiedziałeś, że coś do mnie poczułeś. Jak…?
- Oj, nieważne. Czasami paplam za dużo. Pora już chyba żebyś wróciła do domu. Dochodzi szósta. Za niedługo twoja rodzina wstanie z łóżek. Co by to było gdyby się dowiedzieli, że się nie ma cię w łóżku? Do zobaczenia jutro o tej samej porze. – zaczął odchodzić.
- Zaczekaj! – zawołałam.
Odwrócił się z uśmiechem i spytał:
- O co chodzi, słonko?
- Jak to jutro o tej samej porze? Muszę się wyspać bo idę do szkoły.
- Jesteś stworzeniem nocy. – powiedział z uśmiechem – My nie śpimy.
- Czy to znaczy że śpimy w dzień bo słonce nas spala?
- To ze słońcem to legenda. Przez dzień jesteśmy po prostu słabsi niż w nocy. Możemy spać, ale nie jest nam to do niczego potrzebne. – powiedział, po czym zniknął.
Popatrzyłam na zegarek. Dochodziło wpół do siódmej. Zaraz mama wstanie i zorientuje się że mnie nie ma. Pora wykorzystać nowe moce. Pobiegłam i drogę która zwykle zabiera mi pół godziny pokonałam w minutę. Zdążyłam się przebrać w piżamę i położyć do łóżka, gdy usłyszałam budzik mamy. W samą porę. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia. Jeremiasz obiecała że przez tydzień nie będę głodna więc tym się nie martwiłam. Ale zastanawiała mnie inna kwestia. Czy on powiedział, że przemienił mnie, bo się we mnie zakochał? Musiałam się przesłyszeć. Tak. Na pewno się przesłyszałam. Dlaczego niby taki przystojny facet, który może mieć każdą miałby się we mnie zakochiwać? Musiałam sobie tylko wyobrazić, że to mówi.
Gdy wstałam z łóżka i zjadłam śniadanie z rodzicami stwierdziłam, że muszę się spotkać z Jeremiaszem jeszcze dziś. Jest w końcu wielu kwestii, których mi nie wyjaśnił. Ma przykład tego dlaczego moje oczy robią się czerwone. A jeżeli to się stanie przy kimś z rodziny? Jak to wyjaśnię? Zadzwoniłam do niego zaraz po tym jak moi rodzice wyszli do kościoła. Na szczęście nie zmuszają mnie, żebym szła z nimi. Bo co by się stało, gdyby się okazało, ze na przykład po przejściu przez próg zaczęłabym płonąć? W końcu są legendy, które o tym mówią… Jeremiasz ucieszył się gdy do niego zadzwoniłam. Powiedział jednak, że nie spotkamy się na polance tylko przyjedzie po mnie pod dom i zabierze mnie do siebie. Przystałam na to. Jego mieszkanie było skromne, ale ładne. Urządzone w odcieniach brązu i bieli.  Siedzieliśmy w salonie i długo rozmawialiśmy. Odpowiedział mi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Zapowiedział też że będzie mnie szkolił w zakresie walki, bo to się przydaje do samoobrony przed innymi z naszego rodzaju. Na początku nie byłam z tego zadowolona, ale pierwszy trening był świetny, a po miesiącu byłam już gotowa walczyć o swoje życie z najsilniejszym wampirem. W tym czasie dowiedziałam się też wielu ciekawych rzeczy o mojej rasie. Na przykład tego że nie zabije nas zwykły drewniany kołek, tylko taki, który będzie „nadziany” srebrem. Jeremiasz dał mi nawet kilka takich na wszelki wypadek. Niestety w tym czasie stała się też inna dziwna rzecz. Otóż zakochałam się w moim stwórcy. Właśnie skończyliśmy trening kiedy Jeremiasz nagle powiedział, że musi na jakiś czas pozostawić mnie samej sobie.
- Ale jak to? – spytałam.
- Muszę lecieć do Londynu. Cristin mnie wzywa. Dowiedział się, że stworzyłem nowego wampira i chce usłyszeć dlaczego to zrobiłem. Będzie też pewnie chciał cię poznać, ale o tym później. – powiedział.
- Jak to mnie poznać? Czy on chce mnie zabić?
- Raczej nie, słońce, ale jakby chciał to ja zabiję go pierwszy.
- Dlaczego?
Nie odpowiedział. Zamiast ego popatrzył mi głęboko w oczy. Dostrzegłam w nich jakieś uczucie. Głupia jesteś – zganiłam siebie w duchu – jakie uczucie? Nie łudź się.
Minął miesiąc. Zaczęły się wakacje, a ja skończyłam osiemnaście lat. Nie było żadnych wieści od Jeremiasza. Martwiłam się o niego. Miałam bowiem złe przeczucia. Dzień po moich urodzinach przyszedł list. Nie był od Jeremiasz. Nadawcą był Caspian, jego stwórca. W kopercie znalazłam tylko bilet na samolot do Londynu i trzy słowa wykaligrafowane na kawałku papirusu: zostało mało czasu. Zastanawiałam się co to może znaczyć. Doszłam do wniosku, że, tak jak mówił mój stwórca, Caspian chce mnie poznać. Dziwne było jednak to że listu nie wysłał Jeremiasz. Trzy dni później byłam już w samolocie lecącym do Londynu. Mamie powiedziałam, że jadę do mojej koleżanki, która mieszka w Gdańsku. Ania zgodziła się mnie kryć.  Bałam się, ze nie będę wiedzieć, gdzie mam szukać Jeremiasza, ale niepotrzebnie. Na lotnisku czekał bowiem na mnie człowiek Caspiana. Byłam pod wrażeniem wielkiej willi, pod którą podjechaliśmy. Gdy wysiadłam powitał mnie sam właściciel. Wyglądał na około czterdzieści lat. Wiedziałam jednak, ze jego wiek liczy się w tysiącach.
- Leno, witaj w moim domu. Jestem Caspian, choć to pewnie już wiesz.
- Dzień doby. Czy mogłabym zapytać gdzie jest Jeremiasz?
- Ach, nasz dogi Jeremiah jest… zajęty. Wiesz czemu cię tu ściągnąłem?
- Żeby mnie poznać?
- Po części. Ale przede wszystkim chcę, żebyś przeszła tak zwany rytuał przemiany. On pokaże jak silnym wampirem jesteś. Zgadzasz się?
- Tak. – powiedziałam, choć miałam wątpliwości. I gdzie do diabła jest Jeremiasz?
Gospodarz pokazał mi pokój. Kazał mi się też przebrać w piękną czerwoną sukienkę. Sięgała ona ud, ale była wygodna. Wyglądała elegancko. Gdy już byłam przebrana do pokoju weszły trzy kobiety. Powiedziały że przysłał je Pan aby przygotowały mnie do rytuału. Zajęły się moimi włosami, paznokciami i makijażem. Gdy skończyły, sama siebie nie poznałam. We włosach miałam czerwone pasemka, paznokcie miałam pomalowane na czarno, usta miałam krwistoczerwone, a oczy jakby przydymione. Byłam piękna. W połączeniu z czerwoną sukienką, którą na sobie maiłam wyglądałam… seksownie. Dziwnie się czułam mogąc określić tak siebie. Był już wieczór. Za niedługo zacznie się rytuał. Zeszłam na dół. Zostałam zaprowadzona do sali widowiskowej. Wyglądała cudownie. Była w czarnych i czerwonych barwach, tak jak mój strój.

ciąg dalszy nastąpi…