Translate

środa, 5 czerwca 2013

"List" by Yushi

Jak na razie ostatnie yaoi od Yushi. Może uda mi się ją namówić na napisanie następnego :) Co wy na to? Chcecie więcej?
BaliBliss

"List"


Kochany Jongyunie!

Tak teraz myślę nad samobójstwem… jakby to było. Połknąć te czterdzieści/pięćdziesiąt tabletek i umrzeć… zasnąć na zawsze. Trochę kusi taka propozycja… trochę, co ja mówię. Bardzo kusi. Oczywiście każdy by tam za mną trochę popłakał, ale po czasie by im przeszło. W to nie wątpię.

Czasami mam takie zawahania i zastanawiam się, czy nie iść z tym do psychologa… z tymi moimi myślami, jednak po chwili przytomnieję i przypominam sobie, że lepiej nie. Że opcja snu wiecznego jest dla mnie najlepsza. Instynkt przetrwania samobójcy jest u mnie bardzo silny. Praktycznie każdemu daje znaki, że coś jest ze mną. Że coś planuję. Ale potem zaraz zaprzeczam, bo myślę „nie mogą się o mnie martwić, mają już za dużo problemów”.

Cały zespół ma ze mną kłopoty. Nie słucham managera, pyskuję. Nie pomagam w… w niczym praktycznie. Jestem taką jebaną księżniczką. Ile raz ja już od wszystkich słyszałem jaki ja to nie jestem. JR, ostatnio po koncercie stwierdziłeś, że się mnie wstydzisz, bo będąc na scenie miałem w sobie trochę procentów. Mój drogi Kim, przepraszam, że się mnie wstydzisz. Zawsze pragnąłem, żebyś był ze mnie dumny, ale jak zwykle wyszło na odwrót. Chciałem usłyszeć z Twoich ust „moja myszka”, „moja śliczna księżniczka”, lub też zwykłe „Kocham Cię”. Wiem, dziecinne. Przepraszam.

Ja pierdole, czemu jak to piszę, to chce mi się płakać? Jestem żałosny. Za to też przepraszam. Nie chcę być żałosny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny? Mam nadzieję, że kiedyś mi to wszystko wybaczysz. Wszystko, co tylko sprawiło, że się przez mnie denerwowałeś, co doprowadzało cię do łez. Każde po kolei, to moja wina. MOJA. Kocham Cię,

Jestem żałosny. Byłem żałosny. Wybacz mi, proszę.

Ciężko mi to pisać, płaczę. Jest mi smutno jak myślę, że to koniec. Jednak nie umiem inaczej. Przepraszam. Jestem słaby, wiem. Chociaż jest to też oznaka ogromnej odwagi… nie, w tym jednak nie ma odwagi. To ucieczka. Ucieczka od wszystkiego i wszystkich, zwykłe tchórzostwo, strach przed życiem. Strach przed Tobą. Przed Twoimi reakcjami na moje lekkomyślne czyny. Bo tak bardzo chciałem, żebyś zwrócił na mnie znowu swoją uwagę. Miałem ogromne obawy, że już mnie nie chcesz. Że mnie zostawisz samego. Porzucisz. A tego bym nie wytrzymał. Nie chciałem. Przepraszam. Pragnąłem, żebyś był ze mnie dumny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Kocham Cię.

Tutaj miałem tylu wspaniałych przyjaciół, znajomych… Minhyun, Aron, Baekho, Ciebie… lista jest bardzo krótka , jednak dla mnie wystarczająca. Nigdy nie spodziewałem się, że spotkam i pokocham tyle osób. Te więzi wiele dla mnie znaczyły, bo to głównie one były powodem, że tak długo zwlekałem z decyzją o śmierci. Nie chciałem tego stracić. Zbyt długo i ciężko na to pracowałem.

Jednak to wszystko mnie przerosło. Nie tyle co kłopoty w zespole, złe stosunki z Tobą, czy też inne, mniej ważne powody. Najbardziej dobijające jest, że myśli o samobójstwie kroczyły za mną niczym cień odkąd tylko pamiętam. To mnie przerażało. Zabijało od wewnątrz. Moje normalne rozumowanie zostało z czasem pochłonięte, wręcz pożarte przez czerń, smutek i łzy. Spotkanie pewnej osoby jeszcze bardziej i dobitniej udowodniło mi, że jestem nic nie wartym śmieciem. Traktował mnie jak nic nie znaczącego człowieka. Sprawił, że ludzie odwrócili się do mnie plecami, uprzykrzali mi życie, obrażali. Mogłem policzyć na palcach jednej ręki osoby, które pomimo wszystko wytrwale przy mnie stały i mnie wspierały. Żałosne.

JR, kochanie. Chcę podziękować za cały ten czas spędzony z Tobą. Za to, że się mną opiekowałeś, że mnie broniłeś, pomagałeś. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczyło. Wierzę również, że mnie kochałeś. Na swój sposób, którego ja nie zauważałem. Okazywałeś mi czułe gesty, lecz ja byłem jak uliczny ślepiec. Również ich nie widziałem. Nie odczuwałem. Nigdy mnie nie pocałowałeś, pomimo faktu, że nasz związek trwał już kilka tygodni. Zawsze chciałem, żebyś mnie przytulał, cały ten czas. Bez okazji. Przytulał i mówił ile dla Ciebie znaczę. Że mnie kochasz. To by mi w zupełności wystarczyło. Jednak i tak dziękuję.

Nadal płaczę.

Przepraszam. Jestem żałosny. Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Zawsze, gdy nachodzą mnie wyobrażenia o uścisku z Tobą, zaczynam się trząść bez powodu i szlochać. Potrafię wylać wiele łez przez te myśli. Dobijam się tym do momentu, póki nie strzelę sobie w twarz i nie powiem „Ren, dość”. Potem jednak to nadal mnie męczy. Nigdy nie przestało. Bo przecież my nie okazujemy sobie zbyt wiele czułości. A ja jak głupi jestem uzależniony od Twojego ciepła. Jestem jak jakiś jebany narkoman, który nie ma dostępu do tego, czego najbardziej potrzebuje. Do tego, co napędza jego kołowrotek życia.

Jestem żałosny, ale już nie płaczę. To bez sensu. Przecież to i tak koniec.

Jeszcze raz przepraszam. Was wszystkich. Ciebie, zespół, managera, wszystkich L.O./\.E. Przepraszam. Kocham Was.

Od kilku miesięcy życie nie ma dla mnie już takie znaczenia jak kiedyś, wszystko wyblakło. Stało się takie nijakie, obojętne. Bez kolorów. Jednak moje dzikie marzenia jeszcze jako tako płoną we mnie. Poznanie wszystkich naszych wiernych fanów. Spotkanie osób, które od dziecka szanuję i podziwiam. Bycie z Tobą. Jednak, to na tym ostatnim najbardziej mi zależało.

Do końca.

Nie będę już przedłużać.

Kocham Cię.

Do zobaczenia gdzieś tam.

Przepraszam.

Czy kiedykolwiek byłeś ze mnie dumny?

Twój Ren.


*ROK PÓŻNIEJ*

                Młody chłopak trzymał list w swoich drżących dłoniach, cicho pochlipując. Był taki bezradny w tym wszystkich. Już taki szmat czasu nie widział swojego chłopaka. Zabrali mu jego małą księżniczkę. Nie mógł go dotykać, patrzeć na niego, przytulać. Nawet przebywać w jego cudownym towarzystwie. A to był koszmar. Jeden z tych najgorszych jakie go w życiu mogły go spotkać. Tak bardzo mu tego brakowało. Czuł się teraz taki samotny, opuszczony. Teraz chociaż ma blade pojęcie co przeżywał jego biedny Choi. Brązowowłosy westchnął głośno i starł zaschnięte łzy z policzków.

- Nadal cie to męczy? – usłyszał męski głos za sobą.

-Baekho… – mruknął – …tęsknię za nim. Tak strasznie bardzo – siorbnął i rozpłakał się już na dobre – czemu byłem takim ślepym idiotą? Czemu nie widziałem jak cierpiał?!- krzyknął i schował twarz w poduszce leżącej na jego kolanach. Blond włosy nie mógł znieść rozpaczy jaka rozpruwała serce jego przyjaciela z zespołu. Podszedł więc do niego, wyjął kartkę papieru z jego reki odkładając obok na łóżku i mocno go przytulił.

- Ej, stary. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Każdemu z nas brakuje tego białego potworka – szeptał nastolatek – za niedługo go zobaczymy, więc się uspokój.

- Niby kiedy? – mruknął niewyraźnie lider, wycierając nos w chusteczkę.

-Nie wiem. To nie zależy od nas. Ale nie zadręczaj się tym, aż tak. Każdy zawinił po trochu. To nie jest tylko i wyłącznie twoja wina.

- Jasne. To ja o niego nie dbałem, nie wy do cholery. Wszystko przeze mnie – warknął i głośno westchnął. Zmęczony przetarł oczy. Miał tego wszystkiego serdecznie dość. Bez tego chłopaka jego egzystencja na tym świecie nie miała jakiegokolwiek sensu i celu. Wszystko zgasło i utonęło w mrocznej rozpaczy. Jego umysł otuliły szare skrzydła.

-JR, chodź do nas, bo wyglądasz jak duch. Zrobię ci herbatę, którą tak bardzo lubisz. Co ty na to?

Chłopak spojrzał na niego niepewnie i zrezygnowany przeczesał dłonią swoje włosy, wstając z łóżka. Wszedł do kuchni za Baekho  i usiadł na krześle przy stole na którym w misce były jakieś cukierki. Chcąc sobie choć trochę poprawić humor zjadł jeden z nich. Jednak cukier w nim zawarty ani trochę mu nie pomógł. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył, że reszta zespołu ogląda jakiś tandetny talk-show w telewizji podśmiewając się przy tum do rozpuku niczym jacyś szaleńcy. Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Minhyun, otwórz  proszę cię – burknął blondyn skupiając się na robieniu miętowego napoju dla kolegi.

- Spoko – mówiąc to, zerwał się z kanapy, która jeszcze chwile temu oblegał z Aronem i poszedł w kierunku wejścia.

- Eee… liderze, ktoś do ciebie! – krzyknął chłopak, jednocześnie zapraszając późnego gościa do środka. Brązowowłosy jęknął i niechętnie zwlekł swe zmarnowane ciało  z siedzenia, powolnie podreptując za głosem kolegi  i stanął jak wryty, gdy zobaczył kto przed nim stoi. Poczuł jak w jego oczach wzbierają się łzy, gdy ujrzał białowłosą postać stojącą w przedsionku. Dzieciak praktycznie nic się nie zmienił przez ten rok, kiedy go nie widział. Był jedynie trochę chudszy. Jednak w jego czarnych jak noc oczach, tym razem można było dostrzec te radosne iskierki życia co kiedyś, dawno temu.  Chłopak ubrany był w jakiś włochaty granatowo-biały sweter i ciemne rurki ściśle opinające jego zgrabne nogi. Włosy jak zawsze spięte z tyłu w kucyk z grzywką zasłaniającą oko. Liderowi tak strasznie brakowało tego widoku. Nagle zobaczył, że Ren spuszcza wzrok i bez większego zainteresowania wpatruje się w swoje żółte skarpetki.  JR nie mógł znieść tej przygnębiającej dla młodego chwili.

- Choi, kochanie! – krzyknął mężczyzna i czym prędzej podbiegł do skulonego w sobie chłopaka, który stał na środku korytarza. Przytulił go najmocniej jak tylko umiał. Pomimo wszystko brakowało mu tego ciepła – Tak się o ciebie martwiłem! Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Nie zostawiaj mnie już – mruknął. Biało włosy nie wiedział jak ma zareagować na poczynania swojego Hyunga. Jednak końcem końców odwzajemnił uścisk, swoimi drżącymi rękoma oplatając jego ciało. Czuł jak po jego chudych policzkach spływają słone łzy swoją krótką drogę kończąc na ubraniach.  Nienawidził swoich słabości. Nienawidził tego, że był taki emocjonalny. Ale każdy mu powtarzał, że pomimo wszystko tak jest lepiej. Odczuwać więcej niż inni. On się jednak z tym stwierdzeniem nie zgadzał. Nie chciał być raniony tak łatwo. Chciał mieć serce ze skały, żeby już nikt nie mógł do niego zajrzeć i go zniszczyć. Jednak przy tym facecie tak się nie dało. Jedno jego spojrzenie po tak długim czasie rozłąki, a jego całe ciało było już jak z waty. Nagle poczuł, że coś miękkiego dotyka jego warg. Zszokowany otworzył swoje wilgotne oczy i to co zobaczył sprawiło, że jego nogi się ugięły. Jednak w ostatniej chwili JR go chwycił w swoje silne ramiona i uniósł w powietrzu. Chłopak nie mógł uwierzyć, że jego marzenie w końcu się spełniło. Niepewnie odwzajemnił ten gorący pocałunek, który z chwili na chwile coraz bardziej się pogłębiał. Blondyn wplątał swoją dłoń w jego bujne włosy i przyciągnął go bliżej siebie. To, co się teraz działo, było jednym z jego piękniejszych przeżyć jakich zdążył doświadczyć.

- Kocham cię Minki – szepnął trzymający go mężczyzna i ponownie zagłębił się w ich namiętnym i stęsknionym pocałunku – więcej mnie już tak nie zostawiaj, rozumiesz?

Dzieciak kiwnął głową i przytulił się mocno do swojego chłopaka, ponownie wylewając łzy. Reszta zespołu patrząc na to wszystko zaczęła się śmiać. Byli szczęśliwi, że tej jakże niezgranej parze zaczęło się w końcu układać.
- Ja też cię kocham – odpowiedział Ren i uśmiechnął się najpiękniej jak tylko umiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz