Translate

środa, 5 czerwca 2013

"Przeznaczenie wampirzycy" by BaliBliss

No i macie moje pierwsze opowiadanie fantasy. Na poprzednim blogu miało tytuł "Wampiry też kochają, ale stwierdziłam, że ten bardziej pasuje :) Jak się podoba?
BaliBliss

"Przeznaczenie wampirzycy"

Czy ten dzień musi być taki nudny??? – pomyślałam powoli zmierzając do mojej leśnej kryjówki (tak naprawdę to tylko polana w lesie, na której uwielbiam przebywać). Mimo że był piątek, nie cieszyłam się zbytnio tym, że nadchodzi weekend. Czerwcowy wiatr rozwiał mi długie, czarne włosy. No nie. Znów zapomniałam o czapce i moje kędziory będą wchodzić w błękitne oczy – jedyną część mojego ciała, którą w sobie lubiłam. Ogólnie nie wyglądałam źle, ot zwyczajna nastolatka, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Niestety dzięki mojej przerażająco wręcz bladej skórze wyróżniam się z pośród moich rówieśniczek. Wolałabym, żeby tak nie było.
Nie lubię nudnych dni. A ten był przerażająco monotonny. Nawet w szkole się nic nie wydarzyło… No może poza akcją, gdy na teren budynku wdarł się jakiś facet, który wykrzykiwał coś na temat tego, że powinniśmy uwierzyć w wampiry zanim będzie za późno. Ta, jasne… Już prawie byłam na polanie, gdy usłyszałam za sobą szelest liści. Odwróciłam się powoli. To był tylko niesforny pies sąsiadki, Bolo. Przez to całe gadanie o wampirach byłam wytrącona z równowagi.
- Wampiry nie istnieją!
Powiedziałam na głos.
- Jesteś tego pewna? – powiedział ktoś za mną.
Odwróciłam się. Na skraju polany stał wysoki na ok. 1,90 blond włosy facet o skórze, choć wydawało mi się to niemożliwe, bledszej od mojej. Na oko miał około 20 lat. Mogłabym go uznać za przystojnego, gdyby nie to co zobaczyłam obok niego. Leżał tam bowiem trup!!! Facet przyglądał mi się ciekawie. Zaczęłam się wycofywać. Gdy uznałam że jestem wystarczająco daleko zaczęłam się odwracać, żeby uciec. Wpadłam na coś twardego. To był on!
- Jak…?
- Oj, wydaje mi się że wampiry jednak istnieją. Jestem na to dowodem, kotku. – powiedział dziwnie wesołym głosem – A ty niedługo będziesz następnym. Jestem głodny, ale nie zabiję cię. Jesteś na to zbyt ładna. Od dawna szukałem kogoś takiego.
- Co zamierzasz? – spytałam przestraszona.
- Oj, nic takiego… Jak masz na imię kotku?
Nie odpowiedziałam.
- Jak masz na imię???
- Wal się świrze!
Popatrzył mi w oczy.
- Jak masz na imię? – powtórzył pytanie.
- Lena – słowa same wypłynęły z moich ust.
- Ile masz lat?
- Za miesiąc kończę osiemnaście.
- Idealnie, jeszcze nieletnia! Będzie z ciebie świetna nieśmiertelna!
- Co??? Nie, proszę!!!
- Spokojnie, zaboli tylko przez chwilę. Jeszcze mi podziękujesz…
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Gdy się ocknęłam czułam się dobrze. Leżałam na polance. Bolała mnie szyja. Co dziwne gdy próbowałam ją rozmasować nie wyczułam tętna.
- Co do cholery?
Spróbowałam jeszcze raz. Nic!!!
- Nie szukaj czegoś, czego nie masz. – odezwał się ktoś obok mnie. To było on. Zerwałam się na równe nogi. Co dziwne nie zakręciło mi się w głowie.
- Coś ty mi zrobił???
- Nic wielkiego. Zmieniłem cię w wampirzycę.
- Niemożliwe!!!
- A jednak. Pewnie jesteś głodna.
Do tej pory nie byłam. Jednak na jego słowa zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Tak, masz rację. Idę do domu. – powiedziałam – Niedługo pora kolacji. Mama będzie się o mnie martwić.
- Ludzkie jedzenie nie sprawi że będziesz najedzona. Potrzebujesz krwi. Masz tydzień żeby wypić pierwszy posiłek bo inaczej umrzesz. Gdy zaspokoisz głód dokona się całkowita przemiana.
- Ta jasne. Żegnaj!
- Idź, ale jak zmądrzejesz to zadzwoń. To jest moja wizytówka. – podał mi kawałek papieru.
- To mi się nie przyda. – powiedziałam, ale jego już nie było.
Popatrzyłam na kartkę. Jeremiasz Nahuel. Dziwne imię. Takie staroświeckie…
Mama przygotowała na kolacje moje ulubione naleśniki z cukrem i cynamonem, jednak tym razem nie wiedzieć czemu mi nie smakowały. Mimo to zjadłam cztery. Nadal byłam głodna. Stwierdziłam jednak, że to mój żołądek płata mi figla i poszłam wziąć prysznic. Gdy wyszłam z łazienki była już ósma i zaczynał się mój ulubiony program. Obejrzałam go i poszłam spać. O dziwo z godziny na godzinę robiłam się coraz bardziej głodna, przez co bardzo długo nie mogłam usnąć. Gdy mi się w końcu udała miałam dziwny sen. Byłam w nim ja, ale skórę miałam jeszcze bledszą niż zazwyczaj, oczy miałam w kolorze rubinów, a z kącika ust spływało mi coś czerwonego. Pod moimi nogami leżał martwy mężczyzna. Na szczęście zadzwonił telefon i mnie obudził. Popatrzyłam na wyświetlacz. To Ola, moja kumpela. Odebrałam.
- Lena, gdzie ty jesteś??? Wiesz która jest godzina? Miałyśmy się spotkać pół godziny temu!!! – faktycznie, miałyśmy iść na zakupy. Czemu budzik nie zadzwonił?
- Sorki, ale nie czuję się najlepiej. Mogłybyśmy to przełożyć na kiedy indziej? – to nie było kłamstwo. Żołądek bolał mnie z głodu. Muszę iść szybko zjeść śniadanie.
- No dobrze. Ale zdajesz sobie sprawę że potrzebuję nowych butów? Jutro mam randkę, a nie mam czego założyć do tej nowej, błękitnej sukienki. – powiedziała Ola. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Ma obsesję na punkcie zakupów.
- Tak, wiem że jutro masz randkę, ale masz odpowiednie buty. – ma ich aż za dużo.
- Które?
- Te białe balerinki z niebieską kokardką.
-W sumie masz rację. Do zobaczenia w poniedziałek w szkole.
- Pa!
W końcu! Poszłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie kanapki z wędliną. Jednak po ich zjedzeniu zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Dziwne. Była już prawie dziesiąta. Z braku innej alternatywy poszłam na spacer. Wybrałabym się na polankę, ale boję się że spotkam tam tego dziwnego faceta. Skierowałam się więc w stronę parku. Nagle poczułam dziwny, ale zaskakująco apetyczny zapach. Niedaleko mnie na chodniku leżał mały chłopiec. Płakał, a z jego kolana sączyła się krew. To z tego kierunku dobiegała woń. Zaczęłam iść w jego stronę. Im byłam bliżej tym zapach była wyraźniejszy, a ja robiłam się coraz bardziej głodna. Nachyliłam się nad chłopcem.
- Co się stało? – zapytałam.
- Jechałem na deskorolce i przewróciłam się. Bardzo boli mnie kolano. – popatrzyłam na ranę. Spływało z niej sporo krwi. O dziwo wydała mi się najbardziej apetyczną rzeczą pod słońcem. Nie mogąc się powstrzymać wzięłam odrobinę na palec i polizałam. Nagle ogarną mnie szał. Chciałam więcej. Zaczęłam zlizywać językiem krew z jego nogi. Gdy było już czysta przyłożyłam usta do rany i zaczęłam ssać. Nagle wszystko zrobiło się wyraźniejsze. Widziałam i  słyszałam wszystko, co się działo w promieniu kilkunastu kilometrów tak, jakby działo się to obok mnie! Czułam tyle nowych zapachów!
Poczułam przeraźliwy, palący ból w szczęce. Moje zęby zaczęły dziwnie mrowić. Kły zrobiły się ostre, po czym zaczęły się wysuwać z szczęki. Co się ze mną dzieje? – pomyślałam. Popatrzyłam na chłopca. W jego oczach zobaczyłam strach.
- Twoje oczy… – odezwał się cicho.
- Co z nimi nie tak? – spytałam wystraszona.
- Są czerwone… – powiedział. Byłam wstrząśnięta. Jak to czerwone? To przecież niemożliwe. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do domu. Skierowałam się prosto do łazienki. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Wyglądałam tak jak w moim śnie! Miałam skórę bledszą niż zwykle, prawie białą, rubinowe oczy, a z moich ust spływały resztki krwi. Zaczęłam płakać. Zamiast łez z moich oczu popłynęła czerwona ciecz. Nie!!! Czyżby ten facet na polanie wcale nie był wariatem???
Tego dnia już nigdzie nie wychodziłam. Moi rodzice i siostra z samego rana pojechali do cioci by pomóc w remoncie, więc do wieczora byłam sama. Gdy wrócili byłam już spokojna. Postanowiłam jak najszybciej skontaktować się z Jeremiaszem, żeby to wszystko odkręcił. Gdy przechodziłam obok lustra zwróciłam uwagę, że moje oczy wróciły do normy. Znów były błękitne jak może w słoneczny dzień. Na szczęście. Kły schowały się zanim jeszcze dotarłam do domu więc wyglądałam zwyczajnie. Przypuszczałam, że nikt nie zauważy, że jestem bardziej blada niż zazwyczaj i miałam rację. Nie byłam już też tak głodna jak przedtem. Już prawie nie bolał mnie żołądek. Rodzinka zachowywałam się jak zwykle, jakby nic się nie wydarzyło. Ale oni przecież o niczym nie wiedzą… Oczywiście Julka, moja siostra od razu poszła oglądać MTV. Ma 13 lat i uważa się za dorosłą. Moja mama zajęła się kolacją, a tata zaczął czytać gazetę. Pomyślałam, że to dobra chwila, żeby wykonać pewien ważny telefon. Zamknęłam się w swoim pokoju i wybrałam numer, który widniał na wizytówce. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Witaj Leno. Wiedziałem że nie będę czekać długo na twój telefon. Czy przemiana się już dokonała?
- Skąd wiesz, że to ja?
- Zapisałem sobie twój numer gdy leżałaś martwa.
- Co? Jak to martwa??? – spytałam oszołomiona.
- Mówiłem już. Zmieniłem cię w wampira. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej przyjdź do lasu o drugiej dwadzieścia. Nie spóźnij się! – i się rozłączył.
Stałam osłupiała z telefonem przy uchu dobre 10 minut. Czy ten świr-zabójca naprawdę myśli, że się z nim spotkam? Z szoku wyrwała mnie mama wołając mnie na kolację. Jadłam, nie wiedząc nawet co. Zwróciłam przy tym uwagę że słyszę bicie serca każdej osoby siedzącej przy stole i czułam ciepło płynące od miejsc w których były tętnice. Wszystkich tylko nie mnie! Myślami jednak byłam zupełnie gdzie indziej. jednak muszę się z nim spotkać, ale jak do cholery mam iść o 2:20 do lasu skoro będzie całkowicie ciemno? I czemu tak późno? Przecież muszę się wyspać! Gdy zjadłam poszłam do łazienki. Właśnie tam zdałam sobie sprawę, że widzę w ciemności. Dostrzegałam bowiem wszystko za oknem tak jakby był dzień. Aby to sprawdzić zgasiłam nawet światło. Niczego to nie zmieniło – nadal wszystko świetnie widziałam. Przynajmniej to mam z głowy. Nie będzie problemu z dojściem do lasu. Zostaje już tylko kwestia wyspania się. O 22 ubrałam się w ciepłe ubrania, w których miałam zamiar wyjść i położyłam się w łóżku owinięta kołdrą udając, że śpię. Mama połknęła haczyk i chwilę później z głębi domu dobiegały mnie trzy wyrównane snem oddechy. Gdy wybiła druga wyszłam z domu. To było niesamowite. Widziałam wszystko, ciemność nie robiła mi różnicy. Gdy dotarłam na skraj lasu poczułam strach. A jeśli ściągnął mnie tu żeby coś mi zrobić? Złajałam się w duch za te myśli i ruszyłam dalej. Weszłam na polanę. Jeremiasz stał pośrodku zwrócony do mnie tyłem. Był bez koszuli. Zaparło mi dech w piersiach. Gdy go widziałam po raz pierwszy był w grubej bluzie, dlatego wydawał się niezbyt umięśniony. Jednak teraz widziałam go w pełnej krasie. Muskulatury mógłby mu pozazdrości nie jeden bokser. Był piękny. Odwrócił się powoli. Jego usta wygięły się w uśmiechu.
- Witaj Leno. Miło cię znów widzieć.
- Czy mógłbyś mi do cholery powiedzieć co się ze mną dzieje? – spytałam bez ogródek.
- Nie dość, że piękna i odważna, to jeszcze bezpośrednia i temperamentna. Wybuchowe połączenie.– powiedział.
- Czy mógłbyś nie owijać w bawełnę? Nie lubię fałszywych komplementów. – zezłościłam się trochę, nie chciał powiedzieć mi tego, po co przyszłam.
- Ależ te komplementy nie są fałszywe. Obserwowałem cię od pewnego czasu i bardzo mi się spodobałaś, więc cię przemieniłem.
- Jak to przemieniłeś???
- Przemieniłem, czyli dałem ci do wypicia swoją krew i zabiłem. A ty, jak widzę, dokonałaś dzieła, pożywiając się ludzką krwią.
- Czy to znaczy…? Czy właśnie mi mówisz że jestem żywym trupem?
- Dla uściślenia, wampirem. Powinnaś się już domyślić.
- Te czerwone oczy, wyostrzone zmysły…
- To typowe cechy wampira. Za niedługo będziesz też szybka i silna, ale nie na głodniaka. Mam dla ciebie niespodziankę. Domyśliłem się, ze nie będziesz skrzywić człowieka, więc przyniosłem ci niespodziankę z banku krwi. – wyciągnął z torby która leżała na ziemi worek z krwią. Taki sam jakie stosuje się w szpitalach.
- Nie chcę tego. – powodziłam. Ale w tedy poczułam ten zapach. Kły się wysunęły. Zrobiłam się głodna.
- Oj na pewno? – zapytał – Twoje oczy i zęby mówią coś zupełnie innego… Wypij, no chyba że wolisz taką prosto z tętnicy, to przyprowadzę ci jakiegoś marnego człowieczka. – z ironicznym uśmieszkiem na ustach rozerwał lekko woreczek i podetknął mi go pod nos.
- Wypiję to. – wzięłam od niego krew i zaczęłam łapczywie pić. Gdy opróżniłam woreczek podał mi następny, i następny. W sumie wypiłam czternaście woreczków.
- No, no, masz apetyt, nie ma co. A teraz wyrwij tamto drzewo. – wskazała największy dąb przy polanie.
- Chyba sobie żartujesz! Nigdy nie uda mi się go nawet poruszyć!
- Nigdy nie mów nigdy, słonko.- mówiąc to uśmiechnął się nieznacznie – Idź.
Nie przekonana podeszłam do drzewa. Objęłam je rękoma i lekko pociągnęłam w górę. O dziwo korzenie zaczęły bez trudu wychodzić z ziemi. Po chwili poczułam w sobie niesamowitą siłę. Zmieniłam uchwyt rąk i wyrwałam całkowicie drzewo, po czym jednym ruchem rzuciłam nim daleko w las.
- Jak to możliwe? – spytałam.
- To jedna z wampirzych umiejętności. A teraz dobiegnij do mnie najszybciej jak potrafisz.
Zaczęłam biec.. i po sekundzie byłam przy nie, chociaż dzielił nas dobry kilometr.
- To jest świetne! – wykrzyknęłam.
- Tak wiem. Świetne jest też to, że przez jakiś tydzień nie będziesz musiała się pożywiać, bo wypiłaś czternaście litrów krwi. Gdyby to była krew z jednego człowieka, już by nie żył.
Usiadłam na trawie zamyślona.
- Czy… będę musiała zabijać ludzi tak jak ty? – spytałam po chwili. Jeremiasz usiadł obok mnie.
- Staram się nie zabijać, choć nie zawsze się to udaje. Zazwyczaj wypijam tylko odrobinę, po czym sprawiam, że o niczym nie pamiętają. Ale gdybym mógł wybierać to piłbym tylko krew z woreczka. Nie jest tak dobra jak świeża, ale przynajmniej nie krzywdzę nikogo…
Zamyśliłam się nad jego słowami.
- A ten trup, którego trzymałeś wczoraj na polanie?
- Nie ja go zabiłem. Są niestety na ziemi wampiry, które uważają, że ludzie zostali stworzeni po to, aby ich osuszać z krwi. Właśnie na takie osobniki poluję.
- Czyli jesteś dobry? – spytałam.
Zaśmiał się.
-Jeżeli tak można nazwać wampira, to… tak jestem doby.
Też się uśmiechnęłam.
- Ile masz lat? – spylałam.
Zaskoczyłam go.
- Dziewiętnaście ludzkich. Licząc z wampirzymi – tysiąc dwieście dwadzieścia cztery.. Zostałem przemieniony w Londynie przez niejakiego Caspiana. Byłem wtedy młody i głupi. Wdałem się w romans z hrabiną DeCrusse. Jej mąż nas przyłapał i wysłał mnie na tortury do Caspiana. On stwierdził, że jestem dobrym kandydatem na wampira i mnie przemienił. Długo nie mogłem się pogodzić z tym, czym się stałem. Nie było wtedy krwi w woreczkach, a mój stwórca nie nauczył mnie jak pić ludzką tak, aby nikogo nie skrzywdzić. W tamtych czasach zabiłem wiele niewinnych istot. Do dziś mam wyrzuty sumienia. Caspian jednak uwielbiał zabijać. Robił to nawet kiedy nie był głodny. Dlatego nasze drogi się rozeszły. Nie widziałem go od 1074.
- Dlaczego mnie przemieniłeś?
- Obserwowałem cię od kiedy kilka miesięcy temu podczas polowania zauważyłem cię na polanie.
- Polowania? – weszłam mu w słowo – Mówiłeś przecież…
- Nie polowałem na ludzi. Czasami żywię się też zwierzęcą krwią. Jest okropna, więc robię to tylko w ostateczności.
- Tak jak w „Zmierzchu”? – zapytałam.
- Tak, tak jak w „Zmierzchu”- zaśmiał się – Ale wracając do tematu: obserwowałem cię kilka miesięcy. Wydawałaś się być znudzona życiem, a ja coś do ciebie poczułem. Od dawna poszukiwałem dla siebie partnerki, więc postanowiłem cię przemienić. Wiedziałem że jest duże ryzyko, że, mnie znienawidzisz, tak jak ja Caspiana, ale postanowiłem zaryzykować. Wtedy na polanie twoja reakcja na to że jestem wampirem zadziwiła mnie. Inni w tym momencie zwykle zaczynali się bać i byli jakby sparaliżowani tym strachem. Ale nie ty. Starałem się być przekonujący jako „zły facet”, ale ty się nie wystraszyłaś. To mi zaimponowało. Wtedy byłem już pewien, że podejmuję właściwą decyzję przemieniając cię. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Wybaczam. Powiedziałeś, że coś do mnie poczułeś. Jak…?
- Oj, nieważne. Czasami paplam za dużo. Pora już chyba żebyś wróciła do domu. Dochodzi szósta. Za niedługo twoja rodzina wstanie z łóżek. Co by to było gdyby się dowiedzieli, że się nie ma cię w łóżku? Do zobaczenia jutro o tej samej porze. – zaczął odchodzić.
- Zaczekaj! – zawołałam.
Odwrócił się z uśmiechem i spytał:
- O co chodzi, słonko?
- Jak to jutro o tej samej porze? Muszę się wyspać bo idę do szkoły.
- Jesteś stworzeniem nocy. – powiedział z uśmiechem – My nie śpimy.
- Czy to znaczy że śpimy w dzień bo słonce nas spala?
- To ze słońcem to legenda. Przez dzień jesteśmy po prostu słabsi niż w nocy. Możemy spać, ale nie jest nam to do niczego potrzebne. – powiedział, po czym zniknął.
Popatrzyłam na zegarek. Dochodziło wpół do siódmej. Zaraz mama wstanie i zorientuje się że mnie nie ma. Pora wykorzystać nowe moce. Pobiegłam i drogę która zwykle zabiera mi pół godziny pokonałam w minutę. Zdążyłam się przebrać w piżamę i położyć do łóżka, gdy usłyszałam budzik mamy. W samą porę. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia. Jeremiasz obiecała że przez tydzień nie będę głodna więc tym się nie martwiłam. Ale zastanawiała mnie inna kwestia. Czy on powiedział, że przemienił mnie, bo się we mnie zakochał? Musiałam się przesłyszeć. Tak. Na pewno się przesłyszałam. Dlaczego niby taki przystojny facet, który może mieć każdą miałby się we mnie zakochiwać? Musiałam sobie tylko wyobrazić, że to mówi.
Gdy wstałam z łóżka i zjadłam śniadanie z rodzicami stwierdziłam, że muszę się spotkać z Jeremiaszem jeszcze dziś. Jest w końcu wielu kwestii, których mi nie wyjaśnił. Ma przykład tego dlaczego moje oczy robią się czerwone. A jeżeli to się stanie przy kimś z rodziny? Jak to wyjaśnię? Zadzwoniłam do niego zaraz po tym jak moi rodzice wyszli do kościoła. Na szczęście nie zmuszają mnie, żebym szła z nimi. Bo co by się stało, gdyby się okazało, ze na przykład po przejściu przez próg zaczęłabym płonąć? W końcu są legendy, które o tym mówią… Jeremiasz ucieszył się gdy do niego zadzwoniłam. Powiedział jednak, że nie spotkamy się na polance tylko przyjedzie po mnie pod dom i zabierze mnie do siebie. Przystałam na to. Jego mieszkanie było skromne, ale ładne. Urządzone w odcieniach brązu i bieli.  Siedzieliśmy w salonie i długo rozmawialiśmy. Odpowiedział mi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Zapowiedział też że będzie mnie szkolił w zakresie walki, bo to się przydaje do samoobrony przed innymi z naszego rodzaju. Na początku nie byłam z tego zadowolona, ale pierwszy trening był świetny, a po miesiącu byłam już gotowa walczyć o swoje życie z najsilniejszym wampirem. W tym czasie dowiedziałam się też wielu ciekawych rzeczy o mojej rasie. Na przykład tego że nie zabije nas zwykły drewniany kołek, tylko taki, który będzie „nadziany” srebrem. Jeremiasz dał mi nawet kilka takich na wszelki wypadek. Niestety w tym czasie stała się też inna dziwna rzecz. Otóż zakochałam się w moim stwórcy. Właśnie skończyliśmy trening kiedy Jeremiasz nagle powiedział, że musi na jakiś czas pozostawić mnie samej sobie.
- Ale jak to? – spytałam.
- Muszę lecieć do Londynu. Cristin mnie wzywa. Dowiedział się, że stworzyłem nowego wampira i chce usłyszeć dlaczego to zrobiłem. Będzie też pewnie chciał cię poznać, ale o tym później. – powiedział.
- Jak to mnie poznać? Czy on chce mnie zabić?
- Raczej nie, słońce, ale jakby chciał to ja zabiję go pierwszy.
- Dlaczego?
Nie odpowiedział. Zamiast ego popatrzył mi głęboko w oczy. Dostrzegłam w nich jakieś uczucie. Głupia jesteś – zganiłam siebie w duchu – jakie uczucie? Nie łudź się.
Minął miesiąc. Zaczęły się wakacje, a ja skończyłam osiemnaście lat. Nie było żadnych wieści od Jeremiasza. Martwiłam się o niego. Miałam bowiem złe przeczucia. Dzień po moich urodzinach przyszedł list. Nie był od Jeremiasz. Nadawcą był Caspian, jego stwórca. W kopercie znalazłam tylko bilet na samolot do Londynu i trzy słowa wykaligrafowane na kawałku papirusu: zostało mało czasu. Zastanawiałam się co to może znaczyć. Doszłam do wniosku, że, tak jak mówił mój stwórca, Caspian chce mnie poznać. Dziwne było jednak to że listu nie wysłał Jeremiasz. Trzy dni później byłam już w samolocie lecącym do Londynu. Mamie powiedziałam, że jadę do mojej koleżanki, która mieszka w Gdańsku. Ania zgodziła się mnie kryć.  Bałam się, ze nie będę wiedzieć, gdzie mam szukać Jeremiasza, ale niepotrzebnie. Na lotnisku czekał bowiem na mnie człowiek Caspiana. Byłam pod wrażeniem wielkiej willi, pod którą podjechaliśmy. Gdy wysiadłam powitał mnie sam właściciel. Wyglądał na około czterdzieści lat. Wiedziałam jednak, ze jego wiek liczy się w tysiącach.
- Leno, witaj w moim domu. Jestem Caspian, choć to pewnie już wiesz.
- Dzień doby. Czy mogłabym zapytać gdzie jest Jeremiasz?
- Ach, nasz dogi Jeremiah jest… zajęty. Wiesz czemu cię tu ściągnąłem?
- Żeby mnie poznać?
- Po części. Ale przede wszystkim chcę, żebyś przeszła tak zwany rytuał przemiany. On pokaże jak silnym wampirem jesteś. Zgadzasz się?
- Tak. – powiedziałam, choć miałam wątpliwości. I gdzie do diabła jest Jeremiasz?
Gospodarz pokazał mi pokój. Kazał mi się też przebrać w piękną czerwoną sukienkę. Sięgała ona ud, ale była wygodna. Wyglądała elegancko. Gdy już byłam przebrana do pokoju weszły trzy kobiety. Powiedziały że przysłał je Pan aby przygotowały mnie do rytuału. Zajęły się moimi włosami, paznokciami i makijażem. Gdy skończyły, sama siebie nie poznałam. We włosach miałam czerwone pasemka, paznokcie miałam pomalowane na czarno, usta miałam krwistoczerwone, a oczy jakby przydymione. Byłam piękna. W połączeniu z czerwoną sukienką, którą na sobie maiłam wyglądałam… seksownie. Dziwnie się czułam mogąc określić tak siebie. Był już wieczór. Za niedługo zacznie się rytuał. Zeszłam na dół. Zostałam zaprowadzona do sali widowiskowej. Wyglądała cudownie. Była w czarnych i czerwonych barwach, tak jak mój strój.

ciąg dalszy nastąpi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz